Sebastian Kawa, z zawodu lekarz, lata
na szybowcach od 1988 r. Zdobył już piętnaście złotych medali
mistrzostw Świata i Europy kontynuując w ten sposób lotniczą
pasję swojego ojca. Wcześniej pływał na żaglówkach zdobywając
medale w klasach Optymist, Kadet i "420".
Jego marzeniem był przelot nad
Himalajami, czego zwieńczeniem miało być „zdobycie” szczytu
Mount Everest. Przymierzył się do tego w grudniu zeszłego roku.
Kilka miesięcy trwało dostarczenie do Nepalu pożyczonego w
Niemczech szybowca i całego sprzętu, który dojechał na miejsce 19
grudnia. Nie było łatwo zdobyć pozwolenia na lot od rządu
nepalskiego, ale udało się i pozostała tylko kwestia odpowiedniej
pogody.
Sebastian Kawa wyruszył 22 grudnia,
to był ostatni dzień pozwolenia na lot. Leciał motoszybowcem ASH
25, który może się wznieść na wysokość ok. 2,5 tys. m, a
paliwa starcza mu na godzinę lotu.
Pokonał Annapurnę (8091 m), na której
zginęło 40% procent atakujących ją himalaistów. Momentami wiatr
wiał z prędkością 130 km/h, szybowiec poruszał się z
szybkością 400 km/h względem ziemi. Nie było szans na pokonanie
Mount Everestu, musiał wracać. Próby nie mógł
powtórzyć, miał pozwolenie tylko na jeden lot dziennie.
W czasie lotu Sebastian Kawa spełniał
szczególną misję, wziął z sobą Szal Nadziei od dzieci z kliniki
hematologii we Wrocławiu, który miał przelecieć nad Himalajami.
Powiewał za oknem „unosząc prośby do nieba”.
Polska ekipa zapowiada powrót do
Nepalu w połowie lutego, z zamiarem wielkiego lotu nad szczytem
Mount Everest. Wszelkie urzędowe szlaki są już przetarte, jak
pogoda dopisze uda się na pewno!
Zazdroszczę! - widoków z góry, na góry!
OdpowiedzUsuń