Powered By Blogger

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Pies Hachiko - japoński symbol wierności



Pies rasy akita, wabiący się Hachiko, należał do Hidesamuro Ueno, profesora z wydziału rolnictwa Uniwersytety Tokijskiego. Codziennie rano odprowadzał swojego pana, gdy ten wychodził do pracy, a wieczorami witał go na pobliskiej stacji kolejowej. W 1925 r. Ueno niespodziewanie zmarł, a pies przez kolejne 10 lat czekał przy stacji na swojego pana.
Były student profesora Ueno często odwiedzał psa i opublikował kilka artykułów opisujących niezwykłą lojalność Hachiko. Jeden z takich tekstów, opublikowany w dzienniku Asahi Shimbun w 1932 r., spowodował ogólnokrajowe nagłośnienie niecodziennej wierności czworonoga. Od tej pory zaczął być stawiany jako przykład wzorowej lojalności w stosunku do rodziny. Znany japoński artysta stworzył rzeźbę przedstawiającą psa, a w całym kraju odrodziło się zainteresowanie rasą akita.



 Hachiko zmarł 8 marca 1935 r. z powodu robaczycy serca i płuc. Jego spreparowane szczątki są przechowywane w National Science Museum w Ueno w Tokio. W kwietniu 1934 r., na stacji Shibuya została odsłonięta brązowa figura przedstawiająca tego psa. 





Podczas II wojny światowej pomnik został przetopiony w ramach gospodarki wojennej. W 1948 r. Stowarzyszenie dla Odtworzenia Pomnika Hachikō zamówiło drugą figurę u Takeshi Ando, syna nieżyjącego już twórcy pierwotnego pomnika. Nowa figura, odsłonięta w sierpniu 1948 r., znajduje się w miejscu będącym popularnym punktem spotkań. Jedno z pięciu wyjść ze stacji Shibuya, znajdujące się w pobliżu pomnika, zostało nazwane „Hachiko-guchi” („wyjście im. Hachiko”).
Podobny pomnik znajduje się w miejscu urodzenia Hachikō, przed stacją Odate. W 2004 r. przed Muzeum Psów Akita w Odate została wzniesiona nowa figura przedstawiająca Hachikō, wykorzystująca oryginalną kamienną podstawę figury z Shibuya.
Dowodem jego niesłabnącej popularności jest program radiowy z 1994 r., wyemitowany przez stację CBN. Dziennikarzom udało się odzyskać dźwięk szczekającego Hachiko z fragmentów starych, mocno zniszczonych nagrań. Po wielkiej kampanii reklamowej materiał został wyemitowany w 59. rocznicę śmierci psa. Zgromadził przed radioodbiornikami miliony słuchaczy, którzy ze wzruszeniem posłuchali głosu najwierniejszego psa w całej Japonii, a kto wie, czy nie na świecie.




Życie Hachiko stało się kanwą filmu z 1987 r. pod tytułem „Hachikō Monogatari”. Był to wielki hit studia Shochiku Kinema Kenkyū-jo. W 2009 r. na ekrany kin wszedł amerykański remake tego filmu „Mój przyjaciel Hachiko”, który wyreżyserował Lasse Hallström, a w roli profesora wystąpił Richard Gere. Muzykę do filmu skomponował Jan Kaczmarek, a wykonała ją Polska Orkiestra Radiowa.




 

niedziela, 30 grudnia 2012

Cytryna dobra na wszystko?



Cytryna pochodzi z południowych Chin, do Europy trafiła w okresie Średniowiecza. Jest uprawiana  dla swoich owoców (jagód), które zawierają dużo witaminy C i B1 oraz kwasu cytrynowego. Największe plantacje znajdują się w USA, we Włoszech, Meksyku, Grecji i Hiszpanii. Znajduje się w rejestrze roślin uprawnych Unii Europejskiej.
W przemyśle spożywczym i farmaceutycznym owoce oraz skórki cytryny są wykorzystywane jako źródło kwasów cytrynowego oraz olejku eterycznego,
Jako roślina ozdobna jest uprawiana w ogrodach i parkach w krajach o ciepłym klimacie. Na obszarach o klimacie umiarkowanym uprawia się ją w szklarniach i palmiarniach, a także w mieszkaniach, jako roślinę pokojową.
Brzuch
            Sok z cytryny wyciska się do ciepłej wody, można nieco posłodzić miodem. Pomaga przy niestrawności, gdyż zwiększa produkcję żółci, co sprzyja procesom trawiennym. Reguluje również regularne wypróżnianie „na twardo”.
Wątroba
Przez wspomniane zwiększenie produkcji żółci, sok z cytryny poprawia funkcjonowanie wątroby. Wpływać również na regulację poziomu wapnia.

Infekcje
            Dzięki dużej zawartości witaminy C cytryna wspomaga pracę układu odpornościowego, przyspiesza również powrót do zdrowia. Jej kwasowy charakter sprawia, że wykazuje silne właściwości bakteriobójcze. Letnia woda z wyciśniętym sokiem z cytryny to znakomita płukanka gardła podczas stanów zapalnych jamy ustnej i migdałków.
Skóra
Cytryna w dawnych czasach była stosowana do odkażania ran. Przyspiesza gojenie i krzepnięcie krwi, „wyciąga” też niewielkie siniaki. Można stosować ją bezpośrednio na skórę,  również w walce z przebarwieniami i zaskórnikami. Sam sok sprzyja detoksykacji organizmu. Ważne dla pań! Może opóźniać powstawanie zmarszczek i pomagać w walce z wypryskami czy trądzikiem.
Nadciśnienie tętnicze

Duża zawartość potasu w cytrynie sprzyja w walce z nadciśnieniem. Dodatkowo pomaga w utrzymaniu właściwej elastyczności naczyń krwionośnych, co powoduje mniejsze ryzyko zmian miażdżycowych, zawałów oraz udarów. Cytryna jest znakomitym dodatkiem do ryb.
Ciąża
No, nie! Ciąży nie zapobiega! Cytryna z uwagi na dużą zawartość wapnia, może przyczyniać się do budowy mocnych kości i zębów. Pomaga również w prawidłowym rozwoju układu nerwowego u płodu w okresie ciąży.
Utrata wagi
Cytryna zawiera sporo pektyny (węglowodanów). Dzięki temu hamuje apetyt, a o działaniu trochę przeczyszczającym już była mowa. 

To jeszcze nie wszystko! Sok z cytryny jest świetnym dodatkiem prozdrowotnym dla osób cierpiących na astmę, choroby reumatyczne, czy kamicę nerkową. Dawniej stosowano ją również jako element kuracji u chorych na malarię czy cholerę.







Nie jednoznacznej odpowiedzi ile soku z cytryny jest ilością optymalną. Jedna dziennie wydaje się być w sam raz. Można rozpuścić ja w wodzie z miodem, dodać do herbaty, zimnego soku lub użyć do sałatek.
Z drugiej strony należy pamiętać o dwóch sprawach:
- sok z kiszonej kapusty ma więcej witaminy C niż cytryna
- w wysokich temperaturach (powyżej 70˚ C) witamina C się rozkłada, więc herbata nie może być gorąca.



 

sobota, 29 grudnia 2012

Człowiek kontra pytony birmańskie


            Na pokazach w większych miastach Filipin (m.in. w Malabon i Manilii), mieszkaniec tego kraju, w dość niecodzienny sposób celebruje nadchodzący chiński Rok Węża, który rozpocznie się 10 lutego. Mierzy się w zapasach z wężami - pytonami birmańskimi, wśród których jest także słynna odmiana albinoska.      

Są to jedne z największych węży, zazwyczaj osiągają do 3–4 m długości, ale zdarzają się okazy ponad 5-metrowe. Ich waga czasem dochodzi do 200 kg, wyglądaja jak słupy telefoniczne! Ciemno cętkowane, mają plamy o atrakcyjnym wzorze. Żyją zazwyczaj na drzewach w pobliżu wody, są znakomitymi pływakami – w zanurzeniu mogą wytrzymać nawet 30 minut.
Karmią się głównie małymi ssakami i ptakami, ale nie gardzą świniami, kozami, a nawet aligatorami. Czasem atakują ludzi. Mają bardzo słaby wzrok, teren rozpoznają za pomocą receptorów językowych i czujnikami ciepłą w szczękach. Łapią zdobycz zębami, owijając swoje ciało wokół ofiary i zakleszczają w śmiertelnym uścisku, aż uduszenia. Potem połykają i … trawią.


    

piątek, 28 grudnia 2012

Do samego końca

           Często mówi się o słomianym zapale, a także – mierz siły na zamiary! Żyli, byli jednak ludzie, których hart ducha zasługuje na prawdziwy podziw. Nawet, gdy śmierć zaglądała im w oczy, dalej wykonywali swoją robotę, jakby nigdy nic. Coś na zasadzie bohatera opowiadania Raya Bradburego, który w obliczu kataklizmu atomowego wykonywał podorywkę.
Czapki z głów panowie!
Robert Scott urodził się w Plymouth (Anglia) 6 czerwca 1868 r. Już jako oficer brytyjskiej marynarki wojennej, w 1910 r. dowodził wyprawą na Antarktydę (nie po raz pierwszy), tym razem z zamiarem zdobycia jako pierwszy bieguna południowego. Na feralną, źle przygotowaną ekspedycję, która skończyła się tragicznie, zabrał sanie, kucyki, psy i … piłkę. Nawet rozegrano mecz na zamarzniętym morzu.
Zdobył biegun, ale jako drugi, wyprzedził go bowiem Amundsen.
Uczestnicy brytyjskiej ekspedycji po dotarciu do bieguna, znaleźli namiot z norweską flagą, odrobiną żywności i listem od Amundsena. Nie udało im się już pokonać drogi powrotnej. Ekspedycja ratunkowa wyruszyła wiosną na poszukiwania i znalazła namiot ze zlodowaciałymi ciałami Scotta oraz jego towarzyszy w odległości zaledwie 12 km od magazynu z zapasami żywności i paliw.
Dla Anglików Scott stał się bohaterem narodowym dzięki pamiętnikowi, w którym do ostatniego dnia notował swoje przeżycia i przemyślenia. Ostatni wpis pochodzi z 29 marca 1912 r.


Francuski dziennikarz i podróżnik Raymond Maufrais urodził się 1 października 1926 r. w Tulonie. Zaginął bez wieści podczas samotnej wyprawy przez dżunglę, którą rozpoczął w 1947 r. Trasa prowadziła z Gujany Francuskiej do Belém w Brazylii. Wiadomo, że dotarł do granicy brazylijskiej i ślad po nim zaginął. Nic też nie dały wznawiane w następnych latach poszukiwania.
Pozostał po nim dziennik. Ekipa ratunkowa znalazła go nad brzegiem Tamouri. Ostatnia notatka pochodzi z 13 stycznia 1950 r. Zapiski 23-letniego dziennikarza, po opracowaniu, stały kanwą książki „Zielone piekło”.
Do dzisiaj tej trasy nikt nie pokonał. 



Robert Landsburg urodził się 13 grudnia 1931 r. w Seattle, w stanie Waszyngton i mieszkał w Portland, w stanie Oregon. Fotografował zmiany zachodzące w wulkanie na górze St. Helen, kilka tygodni przed spodziewaną erupcją. 18 maja 1980 r. był w odległości kilku kilometrów od szczytu, gdy wulkan eksplodował. Widząc zbliżają się chmurę pyłu, zdał sobie sprawę, że już „po ptokach”. Udało mu się przewinąć film do początku, schować aparat w torbie, a tą w plecaku. Położył się na nim, by ochronić zawartość.
Ciało Roberta Landsburga znaleziono siedemnaście dni później zakopane w popiele. Film ocalał.



czwartek, 27 grudnia 2012

Jestem sobą, a nie sobowtórem!



Kanadyjski fotograf Francis Brunelle jeździ po świecie i robi zdjęcia ludzi bardzo do siebie podobnych, ale których nie łączy żadne pokrewieństwo. 





Projekt nawał „Nie jestem sobowtórem”, jakby dla dodatkowego podkreślenia, że każdy człowiek jest niepowtarzalny, jest on i tylko on. Z drugiej strony wielu ludzi wierzy mityczne „antypody”, gdzie nasz świat ma jakby lustrzane odbicie. Dla tych osób projekt jest „potwierdzeniem” tej hipotezy.
Francis Brunelle urodził się w Sherbrooke, (Quebek), w 1950 r. Zawsze był zafascynowany twarzami ludzi i portret stał się głównym tematem jego prac fotograficznych. A zajmuje się tym od 18 roku życia. Uważa, że każdy artysta wykonując portret, obojętnie jaką techniką, tworzy równocześnie jakby autoportret. 








W przypadku projektu „Nie jestem sobowtórem”, ten autoportret jest, według Francisa Brunelle, podwojony.
            Do tej pory kanadyjski artysta sfotografował ok. 200 par na całym świecie.
 

środa, 26 grudnia 2012

Babcine nalewki

Nalewka kojarzy się jednoznacznie – spirytus i owoce, ewentualnie może być bez owoców. W święta, a dla niektórych trwają one nieprzerwanie, jak znalazł! Tymczasem ludowe przepisy, a jest ich wiele, są nie dość że smaczne, to jeszcze zdrowe. Wspomagają nasz organizm lepiej niż niejedne leki. Jest tylko mały problem – trzeba je przygotować stosunkowo wcześnie i, broń Boże, nie próbować!
Przeziębienie.
Nalewka malinowa – świeże maliny wsypane do butli lub dużego, szczelnego słoja zalać należy spirytusem. Potem odłożyć w ciepłe miejsce na kilka dni. Zlać z nich spirytus i doprawić: na każde 0,5 l spirytusu z sokiem - 0,25 l wody z cukrem (18 dag cukru).
Nalewka jałowcowa – do słoika ładujemy 50g jagód jałowca, 2g skórki pomarańczowej i ziela angielskiego, 3g korzenia arcydzięgla, 1,6g mielonego cynamonu i zalewamy wszystko litrem spirytusu. Po dwóch tygodniach należy zlać płyn i przecedzić go (np. przez gazę lub filtr do kawy), dodać do niego 100g cukru rozpuszczonego w 2 l wody i pozostawić na kolejne 2 tygodnie. Potem butelkujemy, a jak trzeba ponownie cedzimy i zostawiamy do leżakowania na kilka miesięcy. Działa również przy przejedzeniu i niestrawności. Na święta jak znalazł!
Czosnek - naturalny antybiotyk.
W kuchni polskiej używany był od zawsze jako przyprawa i do konserwacji żywności, ale również jako lek na przeziębienie. Czosnek ma bardzo silne działanie bakteriobójcze, nawet w niewielkich ilościach niszczy drobnoustroje wywołujące infekcje układu oddechowego i pokarmowego. Poprawia także trawienie, reguluje przemianę materii i zapobiega wzdęciom, obniża także ciśnienie krwi i działa przeciwmiażdżycowo. Samo dobro!
Syrop na gardło – w słoiku układamy warstwami pokrojoną cebulę, miód, zmiażdżony czosnek i mocno skrapiamy sokiem z cytryny. Zostawiamy do puszczenia soku i pijemy po łyżeczce kilka razy dziennie.
Mleko z czosnkiem – działa skutecznie przy przeziębieniu. Gorącą szklankę mleka przyprawiamy łyżeczką masła i miodem, potem wyciskamy jeden albo dwa ząbki czosnku.
Działa przeciwzapalnie i rozgrzewająco. 
Chrzan – nie tylko do kiszenia ogórków
Korzeń chrzanu ma bardzo silne właściwości bakteriobójcze, a także dużo witamin: A, B i C. Kilka łyżeczek tartego chrzanu dziennie wzmacnia odporność, pomaga zwalczać czynniki chorobotwórcze, łagodzi ból gardła i udrażnia drogi oddechowe.
Płukanka do gardła – łyżeczkę chrzanu, starego czosnku i miodu należy zalać szklanką ciepłej wody. Po odstawieniu na 2-3 minuty wszystko należy przecedzić i płukać gardło.
Na gardło - kapusta
Liście kapusty zawierają sól potasową i związki siarki, które przynoszące ulgę w stanach zapalnych. Mają działanie gojące i zabliźniające, ale również oczyszczające.
A jak gardło mocno boli... Liście kapusty należy zamoczyć w ciepłej wodzie na około 2 minuty. Po wyjęciu rozbić je np. tłuczkiem do mięsa, przyłożyć do szyi (na ok. 20 min) i owinąć szalikiem.
Nie pomaga?! Cóż, czasem nie obędzie bez wizyty u lekarza.

wtorek, 25 grudnia 2012

Tak wygląda prawdziwa filantropia!



Media epatują nas pokazywaną ze wszelkich stron dzieciobójczynią lub tak topowymi wiadomościami, że któreś gwiazdeczce na imprezie wyszedł cycek. Prawdziwe newsy, które mogły by być nagłośnione, jakoś umykają powszechnej uwadze. A czasem, wręcz zasługują na nagłośnienie, a szczególnie w okresie świąt. Przecież to okres „obdarowywania”, wpisany w tradycję.
            Andrzej Czernecki, założyciel HTL Strefa, to jeden z najbardziej znanych polskich biznesmenów. Jego kariera ma w sobie coś z amerykańskiego mitu – od pucybuta do milionera. Na początku lat 80. w garażu rozpoczął produkcję pipet laboratoryjnych, a po 20 latach jego firma zdobyła ponad połowę rynku w specjalistycznej dziedzinie nakłuwaczy jednorazowego użytku. Są to urządzenia niezbędne do podstawowych analiz medycznych, wykorzystują je m.in. chorzy na cukrzycę, którzy mogą pobierać kroplę krwi do codziennych badań poziomu cukru. W szczytowym okresie firma Andrzeja Czerneckiego  oceniana była na ponad 1,5 mld złotych.
          Biznesmen od kilkunastu lat walczył z białaczką, a w 2009 r. lekarze ocenili, że ma przed sobą góra trzy lata życia.  Wtedy zdecydował, że cały swój majątek przeznaczy na fundację wspierającą edukację dzieci z ubogich rodzin wiejskich. Spieniężył dosłownie wszystko – samochód Porsche 911, meble z salonu, dzieła sztuki, książki - i uzyskaną kwotę (ponad 400 mln. zł) przekazał na kapitał założycielski powołanej przez siebie Edukacyjnej Fundacji im. Profesora Romana Czerneckiego EFC. Upamiętnił w ten sposób swojego ojca, pedagoga i wychowawcy młodzieży.

            Andrzej Czernecki zmarł 18 maja 2012 r. w wieku 72 lat. Dziś jego fundacja ma  160 podopiecznych i ciągle prowadzi rekrutację młodych talentów. Koszty utrzymania pokrywają w całości odsetki od kapitału założycielskiego.
            Działalność fundacji otwieramy drzwi do najlepszych szkół w Polsce i za granicą. Opłaca internat, podręczniki, organizuje korepetycje, kursy językowe, zapewnia wsparcie psychologów. Jednym słowem - wszystko, aby zdolna młodzież mogła wyrwać się z kręgu biedy i rozpocząć naukę w wymarzonej szkole albo na studiach.   
           







poniedziałek, 24 grudnia 2012

Idą święta! Szczęścia, zdrowia, pomyślności…

Wysyłanie kartek świątecznych jest chyba jednym z niewielu zwyczajów, które jakoś się bronią w dobie komputerów i zaniku sztuki epistolografii.
Pierwszą kartkę z życzeniami z okazji świąt Bożego Narodzenia wysłał w 1842 r. szesnastoletni londyński artysta, William Maw Egley. „Wynalazcą” kartki świątecznej jako takiej był jednak Szkot, Thomas Sturrock, który swoje pierwsze dzieło stworzył w 1841 roku.
W 1843 r. pojawiły się w Wielkiej Brytanii kartki zrobione na prywatne zamówienie sir Henry’ego Cole’a, pierwszego dyrektora Muzeum Wiktorii i Alberta w Londynie. Rysownikiem był John Calcott Horsley, a nakład wyniósł 1000 sztuk.
Jedna z 10 zachowanych kartek z pierwszej w historii serii, poszła pod młotek na aukcji w Londynie. Licząca sobie 162 lata ręcznie kolorowana kartka, została sprzedana w 2005 r. za 16 tysięcy dolarów. Kartka została wysłana do Mary Tripsack, bliskiej przyjaciółki poetki Elizabeth Barrett Browning. 






W 1875 r. kartki świąteczne pojawiły się w Ameryce, za sprawą urodzonego we Wrocławiu Louisa Pranga. Jego zasługą było nie tylko wprowadzenie wzorów typowo bożonarodzeniowych, ale także organizowanie konkursów na najpiękniejsze kartki świąteczne.












 W Polsce kartki świąteczne pojawiły się pod koniec XIX wieku, najwcześniej na terenie Galicji.
Zwyczaj wysyłania kartkowych życzeń świątecznych stał się popularny na całym świecie, dopiero w latach dwudziestych XX wieku. W 1900 r. w Warszawie ogłoszono konkurs na nazwę karty pocztowej w języku polskim. Jury, składające się z członków redakcji „Słownika Języka Polskiego”, rozpatrywało pięć propozycji: „liścik”, „listewka”, „otwarta”, „pisanka” i „pocztówka”. Pomysłodawcą nazwy „pocztówka” był sam Henryk Sienkiewicz! Oczywiście, wygrał konkurs.
Dziś w księgarniach, markerach, kioskach czy na poczcie, jest ogromny wybór pocztówek. Od koloru do wyboru! Tradycyjne, dźwiękowe, ręcznie malowane, z fantazyjnymi dodatkami, a nawet zapachowe!
Najczęściej przedstawiane są na nich choinki, pod którymi leżą prezenty, święci Mikołajowie, trzej królowie lub też symbole religijne.
Kudy im jednak do pierwowzorów sprzed wieków! To se ne vrati!


niedziela, 23 grudnia 2012

Ranczo Cadillac



          Niespotykaną i  niecodzienną instalację obejrzeć można w Amarillo w Teksasie.  Została ona utworzona w 1974 roku przez Chipa Hudsona Marqueza i Douga Michelsa, którzy byli częścią grupy artystycznej Ant Farm.
       

Samochody zagrzebane są „nosami” w piasku pustyni, takim samym jak Wielka Piramida w Gizie.  Pierwszym modelem był Cadillac z 1943 r., po 20-letnim użytkowaniu.  
            Pierwotnie ranczo usytuowano na polu pszenicy, ale w 1997 roku instalację cicho przeniesiono trzy kilometry dalej na zachód, na pastwisko dla krów. Miasto bowiem się rozrastało i brakowało terenów budowlanych. 
            „Cadillac Ranch” jest widoczne z autostrady, i chociaż znajduje się na terenie prywatnym, odwiedzając je, można zostawić swój ślad w postaci graffiti. Eksponowanych jest obecnie 10 samochodów, z różnych lat. Każdy z nich wiernie służył swoim właścicielom.



   

Ozdóbki na choinkę


sobota, 22 grudnia 2012

Harry Potter, Johnny Depp i Elizabeth Taylor

Noel Cruz jest filipińskim artystą, który zajmuje się wykonywaniem lalek znanych ludzi, ale przede wszystkim celebrytów i aktorów. Bakcyla złapał mając 12 lat,  podczas oglądania wyborów „Miss Universe". Pierwsze próby sprowadzały się do „odświeżania” lalek gwiazd, a on sam utrzymywał rodzinę sprzątaniem.
            Od 16. roku życia zajmował się malowaniem portretów i pejzaży na zlecenie, mimo że nie miał żadnego w tym kierunku wykształcenia. Po latach stał się nawet sławny, ale swoje powołanie odnalazł jako lalkarz.




Kupuje gotowe lalki, m.in. Barbie, Gene, Sybarite, Tyler, Sydney, Robert Tonner czy Franklin Mint, ściera z nich farbę i maluje od nowa. Ubranka szyje jego żona.
Lalki Noela są bardzo popularne i cenione w kręgach kolekcjonerskich. Kupić je można tylko na aukcjach internetowych. Ceny wahają się od  500 $ do 3500 $.



          


Angelina Jolie jego autorstwa została sprzedana za rekordową sumę 4300 $.
Noel Cruz wykonał lalki takich gwiazd jak: Johnny Depp, Elizabeth Taylor, Vivien Leigh. Jest również znany jako „ojciec” lalek bohaterów popularnych książek, filmów i seriali TV, takich jak Harry Potter, Władca Pierścieni, Zmierzch, Pamiętniki Wampirów, Piraci z Karaibów i wiele innych.


piątek, 21 grudnia 2012

No bo ty się boisz myszy!



             Można się bać pająka, myszy, otwartej przestrzeni, ale zamkniętej też. Można się bać śmierci i pogrzebania żywcem, można czuć lęk dosłownie przed wszystkim! Stan chorobowy takich strachów, określa się jako fobię.
            Jest to zaburzenie nerwicowe, którego objawem jest uporczywy, chorbliwy lęk przed różnymi określonymi sytuacjami, zjawiskami lub przedmiotami. Utrudnia to lub wręcz uniemożliwia normalne funkcjonowanie w społeczeństwie. Cierpi na nie około 10% ludzkości.
            Niektóre fobie są tak nieprawdopodobne, że wręcz nie chce się wierzyć w ich istnienie!
Letologika – stan niemożności przywołania potrzebnego słowa. Miałem to na końcu języka! Jest to jakie zablokowanie psychologiczne, przerwanie łańcucha językowych skojarzeń. Nazwa jakby nawiązuje do Lete, rzeki zapomnienia w Hadesie.
Donoculofobia - strach przed spoglądaniem rozmówcy prosto w oczy. Hmmm... A co, jak ktoś ma zeza?
Metifobia - strach przed alkoholem. Polaków nie dotyczy! 



Dertrimenofobia - strach przed skorzystaniem z kibelka w obcym domu
Abemarofobia - strach przed przegapieniem przystanku
Agmenofobia - przed tym, że zajmie się miejsce w niewłaściwej kolejce albo że będzie się w niej czekać dłużej niż w innej. Mnie się to zawsze zdarza! Jak stanę - blok!
Halitofobia - że się ma cuchnący oddech. Czyli - wali z gęby! Nie zawsze jest to prawda, ale, ale...
Perecibufobia - przed zamawianiem dań o egzotycznych nazwach. Kurde! A jak nie kumam jadłospisu?! To tyeż fobia?
Rusmosofobia - przed muzyką country
Saltafobia - przed tańcem. Rozumiem., popieram!



 

Brontofobia - lęk przed burzą. Babcie zapalały świeczkę i lękim odchodziły wraz z pierwszą zdrowaśmaryśką.
Technofobia - lęk przed wszystkim, co wiąże się z techniką i elektroniką
Tanatofobia - strach przed śmiercią. Może to się skończyć zgonem „na życzenie” - delikwent wpda w bezdech lub dostaje zawału serca. 

 Tafefobia - lęk przed pogrzebaniem żywcem, czyli tzw. letargiem.

Pekkatofobia - paniczny lęk przed popełnieniem grzechu. Wiadomo już, jak rodzą się święci!
Basifobia - strach przed wyjściem z domu „na piechotę”. O dziwo, wyjazd samochodem nie sprawia trudności.




Gimnofobia - strach przed nagością. Co z seksem?
Arachibutyrofobia - lęk przed jedzeniem masła orzechowego
Cibusfobia - paniczny strach przed piernikami. Taki delikwent nie ma czego szukać w Toruniu!







Heksakosjoiheksekontaheksafobia - paraliżujący strach przed trzema szóstkami. Fobię taką łączy się z Apokalipsą św. Jana. Opisując koniec świata ewangelista przywołał liczbę 666 jako Liczbę Bestii, świętokradcze zaprzeczenie boskiej jedności i doskonałości. Przypisana została tym samym, wszelkiej maści satanistom.

Aulofobia - paniczny lęk na widok instrumentu muzycznego, szczególnie o kształtach fallicznych.
            Starczy?! Oczywiście istnieje także fobia przed samą fobią. Nazywa się... fobofobia.








czwartek, 20 grudnia 2012

Umrzeć też można z fantazją



Umrzeć trzeba, ale czasem los płata figle. Kto wierzy w przeznaczenie, wie, że można zabezpieczyć się na 1000 różnych, różnistych sposobów, a wpaść pod ciężarówkę z kiszoną kapustą, którą powozi pijany szofer.
            Historia odnotowała kilkadziesiąt zgonów, które swoją niecodziennością przebijają wyobraźnię pisarzy s-f.
456 p.n.e. Ajschylos, twórca klasycznej tragedii greckiej, zginął, gdy orłosęp brodaty zrzucił na jego łysą głowę żółwia sądząc, że to kamień, na którym można rozłupać skorupę.
Między 207-204 p.n.e. Ateński stoik Chryzyp umarł ze śmiechu obserwując pijanego osła.
1567 r. Austriak Hans Steininger był posiadaczem najdłuższej, ponoć, w tym czasie brody na świecie - 1,4 m. Kiedyś wybuchł pożar i uciekając zaplątał się w nią, upadł, skręcił kark i zmarł.


1601 r. Astronom Tycho Brahe zmarł na skutek komplikacji pęcherza moczowego po zbyt obfitym bankiecie. Etykieta dworska zabraniała odejścia od stołu przed królem, a temu sikać jakoś się nie chciało. Tych cierpiał, ale wytrzymał i do kibelka nie poszedł. Skutek fatalny!
1771 r. Też a propos biesiadowania. Król szwedzki Adolf Fryderyk zmarł na atak serca po dość obfitym posiłku. Zjadł kolejno: homara, kawior,  wędzone śledzie, kiszoną kapustę, zupę kapuścianą i szampana. A na deser 14 bułeczek z marcepanem i gorącym mlekiem. 
1899 r. Francuskiego prezydenta Felixa Faure śmierć „doszła” w trakcie seksu oralnego w pracy. Czy on doszedł – historia miczy.

1911 r. Jack Daniel, wynalazca whiskey tej marki, zmarł na zakażenie krwi, pół roku po tym, jak zranił się w palec u nogi. W przypływie złości kopnął sejf , gdy nie mógł sobie przypomnieć kombinacji cyfr do zamka.


1927 r. Tancerka Isadora Duncan, gwiazda tamtych lat, udusiła się szalem, który wkręcił się w nieosłonięte koła samochodu Bugatti, którym właśnie jechała.
1961 r. Radziecki kandydat na kosmonautę, Walentin Bondarienko spalił się w surdobarokomorze. Tamponem z waty nasączonej spirytusem przetarł miejsca na ciele po aparaturze medycznej, a potem rzucił za siebie. Tampon spadł na spiralę włączonej do sieci maszynki elektrycznej. W atmosferze wzbogaconej tlenem pożar błyskawicznie się rozszalał.  Na Bondarience zapalił się bawełniany kombinezon i zmarł w wyniku rozległych poparzeń oraz szoku termicznego.
1993 r. Garry Hoy, prawnik z Toronto, wypadł z okna z 24 piętra. Chciał udowodnić obecnym, że szyba się nie rozbije. Niestety – pękła!


 1994 r. Brytyjski polityk Stephen Milligan udusił się pomarańczą w trakcie seksualnych zabaw. Ubrany był w sexi damską bieliznę, pończoszki, a na szyi i kostkach miał zawiązany sznur. Chciał zrobić sobie dobrze, zrobił śmiertelnie dobrze!

2005 r. 28-letni południowokoreański student umarł ze zmęczenia w klubie komputerowym. Ponad 50 godzin grał w „StarCraft”.
2007 r. 28-letnia Jennifer Strange z Sacramento, chciała wygrać konsolę dla trójki swych dzieci, więc wzięła udział w konkursie, w którym trzeba było wypić jak największą ilość wody. Do kibelka, oczywiście, podreptać nie można było! Jennifer wypiła 7,5 litra wody i zmarła „z przewodnienia”. Konkursu nie wygrała, była druga.