Powered By Blogger

niedziela, 31 marca 2013

Fotografie jedzenia – reklamowa podpucha


            Już po śniadaniu wielkanocnym, po obiedzie pewnie też. Smakowało? To dobrze!
            Wielu dało się skusić nęcącym reklamom, na których  królują świeże warzywa o żywych kolorach, wspaniałe ciasta, chrupiące kurczaki  czy oszronione owoce. Aż chce się zjeść samą reklamę! To samo na billboardach, ulotkach, zdjęciach w necie…
Biegniemy więc do osiedlowego marketu, a tam czeka nas rozczarowanie. Rzeczywiste produkty nijak się mają do reklam! Jak oni to robią? Wiadomo – jest photoshop, kombajn do obróbki fotografii, ale co jeszcze?
Jedzenie to jeden z najtrudniejszych tematów, z jakimi zmagają się zawodowi fotografowie. No bo przecież ciepłe dania stygną (nie ma pary!), soczyste produkty schną, mrożone - topnieją (zwłaszcza w gorących światłach reflektorów), warzywa gniją, owoce brązowieją. Ale fachowcy na wszystko znajdą sposób! Używają całego szeregu pomysłowych sztuczek i narzędzi, a wśród nich znaleźć można takie „perełki” jak olej silnikowy, dezodorant w spreju czy pasta do butów.


Palnik albo lampa lutownicza. Podstawa podpuchy wszystkiego, co ma być „smakowicie podpieczone”. Nadaje brązowy odcienia brzegom mielonego mięsa w hamburgerach, apetycznie opieka surowego kurczaka czy żeberka lub kiełbaski „z grilla”. W tym przypadku trzeba się jednak trochę wysilić i podgrzać je w gorącej wodzie, bo popękają i skutek wiadomy!




Olej silnikowy. Zastępują zupełnie niefotogeniczne sosy i syropy.



Duża strzykawka.  Za jej pomocą wyciska się ziemniaczane puree pod drobiową skórkę, tuż przed użyciem palnika. Na kurczaka i inne ptaki działa to jak swoisty push-up.






Gliceryna. Rozprowadzona odpowiednim pędzlem, nadaje rybom wygląd właśnie złowionych, natomiast mgiełka ze spryskiwacza „oprószy kwiaty rosą”. Można również taką metodą ożywić sałatę i inne warzywa. Sama woda wydaje się czymś tak oczywistym, że nie warto nad tym się rozwodzić. 






            Wata bawełniana. Zwilżone kłębki, po podgrzaniu w mikrofalówce, umieszcza się za "gorącą" potrawą. Uzyskuje się w ten sposób efektowny efekt parowania. Można też użyć kadzidełek albo dymu papierosowego. Chuchać jednak trzeba „z czuciem” i nie przesadzić z ilością „pary”.
 





            Brązowa pasta do butów. Używa się jej do przemiany surowego kawałka mięsa w soczysty stek prosto z rusztu.
 




          Lakier do włosów. Pełni podobną rolę jak gliceryna, może np. przywrócić życie podsychającemu kawałkowi ciasta.






              Dezodorant w spreju. Niezastąpiony do owoców. Okrywa je, np. winogrona, charakterystyczną „zmrożoną” powłoką.
 




             Klej szkolny. Na zdjęciach płatków śniadaniowych zastępuje mleko. Służy też do „naprawiania” ukruszonego ciasta. Klej z polioctanu winylu jest wręcz niezastąpiony w produkcji reklam produktów spożywczych. Używa się go do sklejania pierogów, które wypełnione są purée i tylko w miejscu rozcięcia smarowane dżemem.
 

              Wszystko musi się jakoś trzymać. Wieloskładnikowe kanapki utrzymują w całości i „porządku” wykałaczki i szpilki. Perfekcyjnie ułożoną kruszonkę na ciasteczkach lub sezam na hamburgerach utrzymuje klej. Okruszki układa się pęsetką, modeluje się nią również makaron.

 



sobota, 30 marca 2013

Kto chce helikopter warty 10 mln dolarów?!



            Już prawie trzy lata na Elbrusie leży rozbity rosyjski helikopter Mi-8. Na wysokości 4800 m znalazł go w 2010 r. alpinista Ilja Jahsin i co tu dużo mówić, był zaszokowany. Z oględzin wynika, że został wyprodukowany w 2009 r, a jego wartość ocenia się na - bagatela! - 10 mln dolarów. Mi-8 to helikopter transportowy na wyposażaniu rosyjskiego wojska, ale używany jest również w ok. 50 krajach.






























         
               Alpinista zawiadomił o swoim znalezisku odpowiednie służby, ale wysłani tam wojskowi ratownicy jedynie rozebrali co mogli i bezradnie rozłożyli ręce. Brakuje im odpowiedniego, specjalistycznego sprzętu, by z wrakiem zrobić porządek. Nie dość, że nie mają sprzętu, to jeszcze marzną i głodują. Brak jest ciepłych ubrań, czasem wprost muszą żebrać o jakieś konserwy czy nawet buty. Zanosi się na to, że helikopter może pozostać tam na wieki wieków! Na szczęście załoga ocalała.


czwartek, 28 marca 2013

Stado owiec przewożone w skodzie

            Policja na Słowacji zatrzymała czterech złodziei, którzy starą skodą favorit wieźli 16 owiec. Złodzieje wpadli przez przypadek, gdy nad ranem zatrzymała ich kontrola drogowa. Jeden z nich zaczął uciekać, więc policjanci wezwali na pomoc kolejny patrol i wszystkich  „zahaltowali".
            Dzielna czwórka, Słowak i trzej Węgrzy, ukradła 13 młodych owiec z owczarni pod Łuczeńcem, w południowej części Słowacji. Jeden ze sprawców wszedł do budynku przez otwarte okno, a potem podawał owce pozostałym, którzy ładowali je do zaparkowanego w pobliżu auta. 
            Samochód zatrzymano do rutynowej kontroli w pobliżu granicy z Węgrami. Niefortunni złodzieje trafili do aresztu i grozi im do dwóch lat „cienia”.  Wartość zwierząt szacuje się na około 1800 euro.  
            Trzy z przewożonych owieczek były własnością zatrzymanych Węgrów, którzy planowali „duży interes”. Na Słowację tą samą skodą przemycili cielątko, które chcieli wymienić na owce. Z interesu nic nie wyszło, więc kupili trzy owieczki, zładowali do samochodu wraz z cielątkiem i ruszyli w podróż powrotną. Uzupełnili „bagaż” kradnąc jeszcze 13 owiec, a cielątko wysadzili i pozostawili na łaskę losu.
            Kurcze... Jak te owce zmieściły się w skodzie favorit?! Taka ona pojemna?!












wtorek, 26 marca 2013

Co z tą wiosną?! Kwitnie leszczyna czy nie?!

             Jako że mieszkamy w klimacie umiarkowanym, podobno mamy cztery podstawowe pory roku i dwie uzupełniające - przedwiośnie oraz przedzimie.
Ponoć mamy już podwójną wiosnę. Podwójną, gdyż rozgraniczyć trzeba wiosnę astronomiczną i klimatyczną. Ta pierwsza rozpoczyna się w momencie równonocy wiosennej i trwa do momentu przesilenia letniego, co w przybliżeniu oznacza na półkuli północnej okres pomiędzy 20 marca a 22 czerwca (czasami daty te wypadają dzień wcześniej lub dzień później, a w roku przestępnym mogą być dodatkowo cofnięte o jeden dzień). Jednym słowem – dnia przybywa. Potem, latem, dnia ubywa, ale jeszcze jest dłuższy od nocy.
Co ciekawe, W XX wieku wiosna w strefie czasowej Polski rozpoczynała się zwykle 21 marca, ale w miarę przybliżania się końca stulecia coraz częściej 20 marca. W 2011 roku pierwszy dzień wiosny przypadł na 21 marca (godz. 00:21), zaś wszystkie kolejne do roku 2043 będą obchodzone wyłącznie 20 marca, a od 2044 roku - 19 albo 20 marca. Kolejny początek wiosny w dniu 21 marca nastąpi dopiero w roku 2102 r. Przyczyną zjawiska są odchylenia osi obrotu Ziemi.
Za wiosnę klimatyczną przyjmuje się okres roku, w którym średnie dobowe temperatury powietrza wahają się pomiędzy 5 a 15°C. 
Jest jeszcze jedna wiosna - fenologiczna. Za jej początek przyjmuje się początek wegetacji oraz kwitnienie przebiśniegów i krokusów.
Zasadniczo wiosnę poprzedza zima, jednak pomiędzy tymi okresami znajduje się klimatyczny etap przejściowy − przedwiośnie. Przyjmuje się, że jest to okres roku na styku zimy i wiosny, w którym średnie dobowe temperatury powietrza wahają się pomiędzy 0 a 5 °C (z tendencją wzrostową). Dokładniej mówiąc, tak drzewiej bywało.
Teraz pory roku jedna w drugą przechodzą dość gwałtownie, krańcowo.
Niektórzy meteorolodzy twierdzą, że wiosna wręcz ginie, zanika. Za kilkadziesiąt lat (?) może jej zupełnie nie być. Spodziewać się można bezpośredniego przejścia zimy w lato. A co tu mówić o przedwiośniu! 

            Przyroda nieco głupieje. Symptomy wiosny, które ongiś były wyraźne, teraz są w zawieszeniu. Rośliny reagują jednocześnie na wzrost temperatury i długość dnia. Skoki bardzo wysokich temperatur do przymrozków powodują wymarzanie ledwie co zawiązanych pąków i liści. Są jednak znaki, że idzie ku lepszemu!






 
             W lutym zakwita leszczyna, którą można spotkać na obrzeżach lasów, przy drogach i nad brzegami strumieni. Charakterystyczne żółtozielone „kotki” to jej męskie kwiatostany.
            Do Europy, z Afryki, przybywają bociany. Pokonują wiele tysięcy kilometrów i... Właśnie! Zimno, czasem nawet śnieg pokrywa „dom”. 





 


           Od marca do kwietnia kwitnie zawilec gajowy. Białe kobierce zdobią lasy i laki górskie, zanim na drzewach i krzewach wyrosną liście.

poniedziałek, 25 marca 2013

Obrazy van Gogha tracą naturalne barwy

            Belgijscy naukowcy dokładnie zbadali opisali zjawisko ciemnienia żółtego koloru na na obrazach van Gogha, w tym na „Słonecznikach". Z czasem żółć tak ciemnieje, że przechodzi w brązy. Powodem jest białą farba, której do rozjaśniania żółci używał malarz.


Ciemnienie jasnożółtych płatków słoneczników było już widoczne za życia Vincenta van Gogha. Naukowcy badali jaka reakcja chemiczna odpowiada za proces brązowienia. Stwierdzili, że powodują to białe pigmenty, którymi artysta rozjaśniał żółtą farbę. Reakcja ta zachodzi tylko wtedy, gdy do żółtej farby domieszane zostały białe barwniki, oparte na siarczanach.
Po zbadaniu próbek farby z innych dzieł van Gogha: „Brzeg Sekwany" z 1887 r. oraz „Widok na Arles z irysami" z 1888 r. odkryto, że one również ciemnieją.
Jedynym wyjściem jest ograniczenie oddziaływania światła słonecznego na obrazy oraz ochrona przed nadmiernym ogrzaniem w lecie. To bowiem przyspiesza reakcje brązowienia.  Można jedynie spowolnić proces ciemnienia, zupełnie wyeliminować go nie można.


niedziela, 24 marca 2013

Jarać legalnie czy nie jarać, oto jest pytanie!

           Policja w Santa Barbara (Kalifornia, USA) na porzuconej łodzi znaleźli 2 tony „marychy”, wartej ok. 4 mln dolarów. Zwinięta była w plastikowe torby. Jest to drugie tego rodzaju „znalezisko” w krótkim czasie.

            Poprzednio łupem policji padła marihuana o wartości ok. 1 mln dolarów. Znajdowała się na rozbitej na plaży łodzi. Prawdopodobnie w obu przypadkach „załoganci” w panice opuścili kutry, pozostawiając ich przemycaną zawartość. No to sobie nie pojarają!






            Jeszcze a propos „marychy”... Jest szansa dla smakoszy staffa w Hiszpanii.

Władze liczącej ok. 900 mieszkańców gminy Rasquera koło Tarragony (Katalonia) zatwierdziły przekazanie terenów pod uprawę konopi indyjskich Barcelońskiemu Stowarzyszeniu Konsumentów Marihuany. „Marycha” ma tam być uprawiana tylko na potrzeby własne 5 tysięcy członków tego stowarzyszenia.
            O co chodzi? O szmal! Szacuje się, że decyzja przyniesie budżetowi zadłużonej gminy ponad 1,3 mln euro w ciągu 2 lat. Pomoże to utworzyć ok. 40 miejsc pracy.
            Zgodnie z hiszpańskim prawem, posiadanie niewielkich ilości marihuany na użytek prywatny jest dozwolone, natomiast uprawianie konopi indyjskich w celach handlowych, ich sprzedaż i reklamowanie jest nielegalne.
            Nie będzie jednak tak łatwo przeforsować legalne uprawianie „marychy”. Przedstawiciel rządu Katalonii zapowiedział, że policja wniesie sprawę do sądu i ten rozstrzygnie co i jak.
            Ponad 50 osób chorych na raka i fibromialgię skontaktowało się z władzami Rasquery w ciągu jednego dnia, aby wyrazić poparcie dla inicjatywy plantacji. Projektem interesuje się także inna organizacja palaczy marihuany, licząca ponad 7 tys. członków Airam.







             

piątek, 22 marca 2013

Brudne szyby jak blejtram



Robert Burden 40-letni kierowca autobusu, mieszkający w Kettering (Anglia) odnalazł się artystycznie w dość niecodziennym działaniu. Operuje pędzlami i szmatką na brudnych szybach, drzwiach i bokach samochodów, tworząc portrety gwiazd filmowych i muzyki pop. Tak „ożył” Humphrey Bogart i Clint Eastwood, Montgomery Lift czy Rock Hudson i Elizabeth Taylor w scenie z „Olbrzyma”. 


Problem w tym, że po umyciu pojazdu, dzieło znika. Robert Burden rusza wtedy „na łowy”, wypatruje brudnego samochodu i bierze się do dzieła.
            Na pewno lepiej takie „cuś” oglądać niż napis „brudas”, szczególnie jeśli jest wydrapany gwoździem na karoserii.


 

czwartek, 21 marca 2013

Stradivarius za 16 mln dolarów

            Dwa lata temu skrzypce Stradivariego, należące niegdyś do wnuczki Lorda Byrona zostały sprzedane na aukcji charytatywnej w Londynie , na rzecz ofiar trzęsienia ziemi i tsunami w Japonii, za rekordową sumę - 16 mln dolarów. Instrument nosi imię „Lady Blunt” na cześć Lady Anne Blunt, która była właścicielką tych skrzypiec przez 30 lat. 
           Wyprodukowane zostały w 1721 r. przez słynnego włoskiego lutnika Antonio Stradivariego, a kupił je anonimowy uczestnik aukcji. Cena jest najwyższa, jaką dotąd uzyskano za skrzypce z tego słynnego warsztatu. Zostały one wystawione na sprzedaż przez fundację The Nippon Music, która posiada jedną z największych na świecie kolekcji instrumentów Stradivariego.
            Co ciekawe, skrzypce „Lady Blunt” zawsze uzyskiwały rekordową cenę. W 2008 r. fundacja The Nippon Music kupiła je za 10 mln dolarów.

środa, 20 marca 2013

Igranie ze śmiercią

            Zaginieni podczas wyprawy na Broad Peak himalaiści Tomasz Kowalski i Maciej Berbeka zostali uznani za zmarłych, ale nie jest to pierwszy przypadek, gdy nie odnajduje się ciał wspinaczy.  
            W 1992 r. w drodze na szczyt Kanczendżongi zginęła jedna z najwybitniejszych polskich himalaistek, Wanda Rutkiewicz (była pierwszą kobietą, która zdobyła K2). W górach śmierć poniósł także Jerzy Kukuczka, który spadł w 1989 r. w dwukilometrową przepaść w trakcie wspinaczki na  Lhotse.
            Himalaizm do wspinaczka ekstremalna, igranie ze śmiercią. Wychodząc w góry wspinacze nigdy nie wiedzą, czy wrócą. Po co to robią? Po co zdobywają szczyty ryzykując życiem, sami sobie stawiając coraz większe bariery do pokonania? 
            Adrenalina? Sprawdzenie siebie i swoich możliwości? Wszytko po prochu! Idą w góry, bo te po prostu są! Prowokują!
            Czasem widzą jakby ostrzeżenie - widmo Brockenu. Jest to rzadkie zjawisko optyczne spotykane w górach, polegające na zaobserwowaniu własnego cienia na chmurze znajdującej się poniżej obserwatora. Zdarza się, że cień obserwatora otoczony jest tęczową obwódką zwaną glorią.
            Zjawisko obserwowane jest najczęściej w wyższych górach w warunkach, gdy obserwator znajduje się na linii pomiędzy słońcem a chmurą, która położona poniżej obserwatora odgrywa rolę ekranu. „Mamidło” daje również efekt pozornego powiększenia cienia obserwatora.
            Zjawisko nazywane „widmem Brockenu" po raz pierwszy opisał Johann Esaias Silberschlag w 1780 r. Nazwa pochodzi od szczytu Brocken w górach Harz, gdzie było zaobserwowane.
            W Polsce zjawisko to było obserwowane w Tatrach, Karkonoszach i Bieszczadach. Wśród taterników istnieje przesąd mówiący, że człowiek, który zobaczył widmo Brockenu, umrze w górach. Wymyślił go w 1925 r. i spopularyzował Jan Alfred Szczepański. Ujrzenie zjawiska po raz trzeci „odczynia urok”, co więcej obiecuje bezpieczeństwo w górach, jakby opiekę.
            Zabrakło jej zaginionym himalaistom.


wtorek, 19 marca 2013

Długość palców może świadczyć o rozmiarach penisa

            Koreańscy uczeni (z tej „lepszej” Korei) wzięli się za badania zależności długości palców ręki w korelacji z wymiarami wacka. Palec wskazujący dłuższy od palca serdecznego może sugerować, że penis mężczyzny w zwisie jest mniejszych rozmiarów – stwierdzili. Na Uniwersytecie Gachon przebadano 144 mężczyzn, którzy przebywali w szpitalu na oddziale urologicznym. Byli operowani, a pomiar ich palców oraz penisa przeprowadzono, gdy przed zabiegiem byli totalnie „zamuleni” znieczuleniem ogólnym. Pracowały dwie oddzielne grupy badaczy, potem porównano wyniki.
           Co z nich wynika? Ponoć dłuższy palec serdeczny niż wskazujący świadczy o większym męskim przyrodzeniu w zwisie. A im większa jest różnica między tymi palcami, tym większe mogą być rozmiary wacka. Kłopot w tym, że nie ma pewności czy ta zależność dotyczy wszystkich mężczyzn, czy też jedynie Azjatów. Poza tym, jak panie pewnie wiedzą, długość w zwisie nie przekłada się bezpośrednio na wymiary „w staniu”. 
              Większość mężczyzn ma krótszy palec wskazujący niż serdeczny. U kobiet na ogół są one jednakowej długości lub palec serdeczny jest krótszy od wskazującego. Dłuższy palec serdeczny częściej mają ponoć lesbijki.
            Wyniki badań tłumaczone są tym, że mężczyźni z dłuższym palcem serdecznym, byli wystawieni w okresie życia płodowego, na działanie większej ilości testosteronu
              Wcześniej podobne badania przeprowadzili naukowcy ze Szwajcarii, Wielkiej Brytanii i Kanady. Doszli do wniosku, że mężczyźni z dłuższym palcem serdecznym są bardziej płodni, mają bardziej symetryczną twarz i męską budowę ciała, a przez kobiety są oceniani jako bardziej atrakcyjni.
Mężczyźni, u których palec wskazujący jest dłuższy niż serdeczny, są za to mniej narażeni na raka prostaty, choć są bardziej podatni na choroby serca i zawały.
Ponadto, mężczyźni z dłuższym palcem serdecznym, częściej osiągają sukces finansowy. Wiąże się to z tym, że większy poziom testosteronu skłania do bardziej ryzykownych operacji finansowych.
Z kolei mężczyźni z krótszym palcem wskazującym, wykazują większą skłonność do agresywnych zachowań.
Co na to polscy naukowcy? Jak na razie Polska Norma długości Wacka mówi - Dwa chwyty, łeb odkryty!
             Już wszyscy palce obejrzeli? To rączki na kołder

poniedziałek, 18 marca 2013

Matejko „poszedł za dużą bańkę”

            Na licytacji zorganizowanej przez warszawski Dom Aukcyjny „Agra-Art” sprzedano obraz olejny Jana Matejki „Nocne przygody Jana Olbrachta z Kallimachem”, znany także jako „Nieszczęśliwe zaloty Olbrachta”. Poszedł za okrągły 1 mln zł, a kupił go prywatny kolekcjoner z zagranicy. Cena wywoławcza wynosiła pół miliona złotych.
            Tego rodzaju dzieła Matejki są rzadkością na aukcjach, w ciągu ostatnich 20 lat na licytację wystawiono ok. dziesięć dzieł malarza, z czego większość stanowiły portrety.

        


































             Przez 100 lat losy dzieła były nieznane. Matejko obraz pokazał w 1881 r. na wystawie Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych, prezentowanej w krakowskich Sukiennicach. Kupił go warszawski kolekcjoner Andrzej Krywult i umieścił w swoim salonie wystawowym i wkrótce sprzedał, niewiadomemu nabywcy. Od tamtej pory losy dzieła były nieznane. W latach 80. XX w. pojawiło się ono w jednym z wiedeńskich antykwariatów.
            Obraz przedstawia miłosną schadzkę króla Jana Olbrachta z krakowską mieszczką, podczas której władca zostaje zraniony przez rywala. Matejko zaczerpnął temat z kronikarskich przekazów mówiących o bujnym temperamencie króla i jego licznych romansach.
            Obraz ma wymiary ok. 52x42 cm. Na odwrocie znajduje się sygnatura „Jan Mateyko”.
            Cena sprzedaży nie jest rekordowa. Na aukcjach najchętniej przez polskich kolekcjonerów kupowane są prace Jacka Malczewskiego. W maju 2000 r. obraz „Polonia” został sprzedany za 1 600 000 zł, za pośrednictwem domu aukcyjnym Polswiss Art.
            Do tej pory najdroższą pracą współczesnego polskiego artysty był tryptyk Romana Opałki. W październiku 2010 r. na aukcji Christie’s w Londynie osiągnął cenę 803 tys. funtów. Pojedynczy obraz „1965/1-∞, DETAIL 143,362-185,085”, zarobił 612 tysięcy funtów, stając się najdroższym obrazem artysty i zarazem najdroższym dziełem polskiej sztuki współczesnej. Obraz sprzedano za kwotę dwukrotnie wyższą niż cena wywoławcza.

niedziela, 17 marca 2013

Na arenie olimpijskiej w Rio de Janeiro wali rybą!

               Laguna w Rio de Janeiro, która ma być miejscem zmagań wioślarskich na Igrzyskach Olimpijskich w 2016 r., pokryła się śniętymi rybami. 
            Zalew jest połączony z Oceanem Atlantyckim poprzez kanał, który dzieli go na plaże Ipanema i Leblon. Na początku tygodnia ulewne deszcze zmyły zgniłe glony do laguny, powodując obniżenie poziomu tlenu w wodzie. Na powierzchnię wypłynęło ok. 65 ton martwych ryb, głównie sumów, tilapii i okoni morskich.
            Malownicza laguny, która znajduje się w samym sercu miasta, u podnóża słynnego pomnika Chrystusa Odkupiciela, przedstawia upiorny widok. Władze brazylijskie przeprowadziły dwudniową akcję oczyszczania zalewu, a brało w niej udział ponad 100 robotników.





sobota, 16 marca 2013

Wojak niedźwiedź Wojtek

            Syryjski niedźwiedź brunatny Wojtek, urodził się w 1941 r. w pobliżu Hamadan (Iran). Za parę puszek konserw, w kwietniu 1942 r. Polacy transportowani z Pahlevi w Iranie do Palestyny (gdzie mieli tworzyć polskie jednostki wojskowe), odkupili niedźwiadka od napotkanego chłopca. Prawdopodobnie zamierzał go sprzedać do cyrku. Niedźwiadek nie umiał jeszcze jeść i żołnierze karmili go rozcieńczonym, skondensowanym mlekiem z butelki po wódce i skręconego ze szmat smoczka. Hmmm… Sentyment do picia z takiego szkła, pozostał Wojtkowi na zawsze! 
           Został oficjalnie wciągnięty na stan ewidencyjny 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii, z którą to jednostką przeszedł cały szlak bojowy: z Iranu przez Irak, Syrię, Palestynę, Egipt do Włoch.
              Żołnierze bardzo troskliwie się nim opiekowali. Jego ulubionymi przysmakami były owoce, słodkie syropy, marmolada, miód oraz piwo, które dostawał za dobre zachowanie. Jadł razem z żołnierzami i spał z nimi w namiocie. Kiedy urósł, dostał własną sypialnię w dużej drewnianej skrzyni, nie lubił jednak samotności i często w nocy przychodził przytulać się do śpiących w namiocie żołnierzy. Był łagodnym zwierzęciem, mającym pełne zaufanie do ludzi. Stwarzało to często zabawne sytuacje z udziałem obcych żołnierzy lub ludności cywilnej.
Żołnierze wspominają, że Wojtek bardzo lubił jazdę wojskowymi ciężarówkami - w szoferce, a czasami na pace, czym wzbudzał sporą sensację na drodze. Lubił też zapasy, które na ogół kończyły się jego zwycięstwem - pokonany leżał „na łopatkach” a Wojtek lizał go jęzorem po twarzy. Podczas działań pod Monte Cassino niedźwiedź pomagał w noszeniu ciężkich skrzyń z amunicją artyleryjską i nigdy nie zdarzyło mu się żadnej upuścić. Od tamtej pory symbolem 22 Kompanii stał się niedźwiedź z pociskiem w łapach. Odznaka taka pojawiła się na samochodach wojskowych, proporczykach i mundurach żołnierzy.
Po wojnie 22 Kompania jako część 2 Korpusu Polskiego została przetransportowana do Glasgow w Szkocji, a razem z nią Wojtek. Kompania stacjonowała w Winfield Park i wkrótce Wojtek został ulubieńcem całego obozu i okolicznej ludności. Stał się też tematem licznych publikacji prasowych. Miejscowe Towarzystwo Polsko-Szkockie mianowało go nawet swoim członkiem. Na uroczystości przyjęcia do towarzystwa, obdarzono nowego członka jego ulubioną butelką piwa.

Po demobilizacji jednostki, zdecydowano oddać niedźwiedzia do ogrodu zoologicznego w Edynburgu. Dyrektor ZOO zgodził się zaopiekować Wojtkiem i nie oddać go nikomu bez zgody dowódcy kompanii, majora Antoniego Chełkowskiego. Rozstano się z nim w1947 r. Później żołnierze, już w cywilu, wielokrotnie odwiedzali Wojtka i nie bacząc na obawy pracowników ZOO przekraczali często ogrodzenie.
Wojtek zmarł w 1963 r. w wieku 22 lat. O jego śmierci poinformowały wówczas brytyjskie stacje radiowe. W wieku dojrzałym ważył blisko 500 funtów (ok. 250 kg) i mierzył dobrze ponad 6 stóp (ponad 180 cm).

W Edynburgu, przed katedrą, stanie wkrótce jego pomnik. Projekt przygotował szkocki rzeźbiarz Alan Herriot. Przedstawia Wojtka i jego opiekuna Piotra Prendysa. Monument będzie miał 3 metry wysokości i zostanie odlany z brązu. Miałby to być pomnik ku czci poległych w II Wojnie Światowej, a zarazem upamiętnienie wkładu Polaków w zwycięstwo.