Powered By Blogger

środa, 31 lipca 2013

Po ostrzach maczet

             Setki ludzi obserwowało na molo w mieście Solok (Indonezja) - Janjang Ladiang - coroczny pokaz adeptów, wywodzącej się z tego kraju, sztuki walki pencak silat.
              Swoje umiejętności prezentowali miejscowi strażacy, a największymi atrakcjami było wchodzeni „drabinie  z maczet” i tańce na potłuczonym szkle. 
              Popisywały się nawet roczne maluchy, które raczkowały wśród odłamków szkła.
Przerażający festiwal nazywany "drabiną z maczet" przyciąga każdego roku w lipcu setki turystów do miasta Solok w Indonezji. W występach biorą udział nie tylko dorośli, ale także małe dzieci.
              Festiwal Janjang Ladiang jest częścią islamskich praktyk religijnych, które dotarły do Indonezji ze wschodniej Azji.


wtorek, 30 lipca 2013

Niewidomy malarz

           Czasem nawet dotkliwe kalectwo nie musi się wiązać z wykluczeniem ze społeczeństwa, a co bardziej istotne z aktywnym uczestniczeniem w kulturze i sztuce. Długo by można wymieniać niewidomych muzyków czy piosenkarzy, ale John Bramblitt jest artystą wyjątkowym, mimo utraty wzroku maluje kolorowe obrazy.
            Mieszka w Denton (Texas), a jego dzieła zostay sprzedane w ponad dwudziestu krajach. Otrzymał wiele nagród, w tym m.in. za „Najbardziej inspirujący film z 2008" z YouTube i trzy jubileuszowe prezydenckie za prowadzenie unikalnych warsztatów artystycznych.
            Zaczął malować po utracie wzroku w 2001 r. (miał wtedy 30 lat), co spowodowane było komplikacjami z padaczką. Kolory rozróżnia za pomocą dotyku. Dla niego „biały” jest „gruby”, „czarny” „cienki, rozwodniony”.
            Nie ma kłopotu z mieszaniem farb, robi to również „dotykowo”, aż uzyska odpowiedni odcień.




poniedziałek, 29 lipca 2013

Rembrandt uwspółcześniony

W tym roku mija 407. rocznica urodzin Rembrandta, jedenego z największych artystów światowych, malarza, rysownika i grafika. Dorobek artysty szacuje się na około 300 obrazów olejnych, 300 grafik oraz 2000 rysunków.
Andrzej Giza, z z Fundacji Conspero, w 2006 roku w związku z obchodami 400-lecia urodzin Rembrandta opracował projekt „Pejzaż z portretami”. 
  Prace, autorstwa znanego fotografa Michała Pasicha, to współczesne portrety znanych Polaków (głównie aktorów) i stylizowane są na malarstwo Rembrandta. Nie dość tego, są współczesnymi interpretacjami najbardziej znanych obrazów holenderskiego mistrza. 
Na 17. fotografiach sportretował m.in. Annę Dymną, Dorotę Segdę, Jerzego Stuhra, Jana Peszka, Jana Frycza i Grzegorza Turnaua.
Michał Pasich (ur. 6 października 1969 roku) ukończył religioznawstwo na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Fotografią zajmuje się od piętnastu lat, a od dwunastu związany jest ze studiem Bogdana Axmanna. Specjalizuje się w „portrecie psychologicznym”, w tym osiągnął prawdziwe mistrzostwo.


 
 

sobota, 27 lipca 2013

Pies przeżył trzy dni pod gruzami

Trzęsienie ziemi o sile 6,6 stopni w skali Richtera (wg amerykańskich danych 5,6), które nastąpiło w środkowych Chinach, spowodowało śmierć ponad 100 osób, a ponad 800 zostało rannych. 
Ognisko wstrząsów znajdowało się zaledwie 1 km pod powierzchnią ziemi, w 26-milionowej prowincji Gansu, około 150 kilometrów na zachód od miasta Tianshui, blisko miasta Dingxi.
W trzęsieniu poszkodowanych zostało osiem miast w górskich powiatach Minxian i Zhangxian. Według państwowej agencji Sinhua, ponad 5700 domów zostało zniszczonych, a 70 tys. uszkodzonych. Bez dachu nad głową zostało 27 tys. osób. 
  W miejscowości Lalu (niedaleko Dingxi) ratownicy spod gruzów zawalonego domu wydobyli psa, który przebywał tam 77 godzin, czyli ponad trzy dni. 
Przeżył pijąc wodę deszczową, która spływała w ruiny. Spowodowała jednak również osuwiska i dalsze ofiary w ludziach. Największe wystąpiło w miejscowości Nandu, gdzie zginęło 13 osób. Odnaleziono zwłoki tylko 10 osób.
Chiny dość często nawiedzane są trzęsieniami ziemi. Najpoważniejsze zdarzyło się w 2008 roku w Syczuanie. Wówczas w następstwie wstrząsów o sile 7,9 stopni w skali Richtera zginęło lub zaginęło około 90 tysięcy ludzi.






piątek, 26 lipca 2013

Sataniści złożyli w ofierze kucyka

W Parku Narodowym Dartmoor (Kornwalia, Anglia), słynącym z granitowych kopulastych wzniesień z okresu karbonu, wrzosowisk i torfowisk, natrafiono na ślady satanistycznych obrzędów.
Policja znalazła okaleczone zwłoki dwumiesięcznego kucyka rasy Dartmoor, które żyją tam na wolności. Są bardzo ufne i przyjazne ludziom. Kucyk miał rozcięty brzuch, wydłubane oczy i usunięte genitalia. 
  Zwłoki znajdowały się w wypalonym ogniem pierścieniu na wrzosowisku i prawdopodobnie były pozostałością po ceremoniach czcicieli diabła.
Pogłoski o sektach satanistycznych, które w Dartmoor w czasie pełni księżyca odprawiają swoje krwawe rytuały, krążą od lat. Jako ołtarze wykorzystywane są głazy.
Rok temu znaleziono podobnie okaleczonego konia, 27-letniego ogiera Erica.
W 2006 roku taki sam los spotkał około 100 owiec (!). Znaleziono je martwe z usuniętymi językami, oczami i narządami płciowymi. Zwłoki były ułożone w kształcie pentagramu.

czwartek, 25 lipca 2013

W kalendarzu jest wciąż taki dzień...

             Wczoraj, zupełnie niezauważalnie, minęła druga rocznica śmierci Janusza Gniatkowskiego. Jego piosenki pamięta przede wszystkim starsze pokolenie, to młodsze może śpiewa je przy ognisku, nie zdając sobie sprawy co i jak.
             Janusz Gniatkowski (ur. 6 czerwca 1928 we Lwowie, zm. 24 lipca 2011 w Poraju) w dzieciństwie należał do chóru kościelnego. Po II wojnie światowej w 1946 r. z rodziną osiadł w Katowicach.
             Jego talentem zainteresował się Waldemar Kazanecki. Pierwsze nagrania zarejestrował z katowickim zespołem Jerzego Haralda w 1954 r.. Rok później z Nataszą Zylską i Janem Dankiem ruszył na tournée po Polsce, ZSRR, NRD, Czechosłowacji, Mongolii, RFN, Francji i Austrii. Potem często wyjeżdżał do USA, Kanady, Australii. Nagrywał z orkiestrami Jana Cajmera i Zygmunta Wicharego.
            Piosenki Janusza Gniatkowskiego były „do śpiewania i tańczenia”. Proste rytmy, najczęściej dwa na jeden, stylizacja muzyczna na przedwojenne big bandy, bezpretensjonalne teksty – o miłości, rozstaniach, tęsknocie, „gorącej jak wulkan Kubie” - to wszystko przyniosło mu ogromną popularność.
           Z drugiej strony, władze PRL dość krzywo na patrzyły. Jakże to tak?! Zamiast śpiewać o „ptaszku co przeleciał kalinowy lasek”, czy „budowie socjalizmu”, prezentuje się w jakichś „Arrivederci Roma”, „Apassionacie”, „Indonezji” czy „Bella, Bella Donna”. Skończyło się odebraniem paszportu, były nawet „podejrzenie”, że chce od środka rozmontować socjalizm w samym Związku Radzieckim!
           Jego karierę przerwał poważny wypadek - został potrącony przez samochód na przejściu dla pieszych (1991 r.). Długo wracał do zdrowia, występował sporadycznie. 
              W 2004 r. w Filharmonii Częstochowskiej Janusz Gniatkowski świętował 50-lecie działalności artystycznej. Koncert zarejestrowała i emitowała TVP.
W dniach 15 -16 września 2007 r. odbył się I Festiwal Piosenek Janusza Gniatkowskiego, a rok później drugi, w których piosenkarz wziął udział.
             W czerwcu 2008 r. odbył się uroczysty koncert z okazji 80. urodzin Janusza Gniatkowskiego, gdzie jubilat również śpiewał.
             W 1999 r. za wybitne zasługi w pracy artystycznej został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
             Piosenkarz zmarł nagle 24 lipca 2011 w swoim domu w Poraju w wieku 83 lat, pochowano go na Cmentarzu Kule w Częstochowie.

środa, 24 lipca 2013

Człowiek-ośmiornica pod Wawelem

             Pod Wawelem pojawiła się rzeźba ze sztucznego tworzywa, autorstwa Tomasza Pałki. Przedstawia głowę króla Kazimierza Wielkiego, a mierzy ok. 5 m.
            Działanie było „partyzanckie”, pojawiła się „z zaskoczenia”. Jest i już!
            Architekci i urbaniści są zgodni, to siara! Głowa jest przykładem braku umiaru plastycznego i urbanistycznego. Krakusy i turyści śmieją się ukradkiem i pstrykają sobie fotki na tle, jak określają internauci, człowieka –ośmiornicy kapitana Davy Jonesa z „Piratów z Karaibów".
             Inicjatorką przedsięwzięcia radna Grażyna Fijałkowska (PO). W zeszłym roku zobaczyła rzeźbę Tomasza Pałki w Muzeum Inżynierii Miejskiej i uznała, że powinna się ona znaleźć pod Wawelem. Koronnym argumentem był fakt, że ludzie robili sobie przy niej fotki. Na pomysł, by pod Wawel przenieść z rynku pomnik Mickiewicza, jeszcze nie wpadła!
            Wniosek ws. postawienia rzeźby skierowano do urzędu miasta, a go rozpatrzono i wydano pozwolenie. Klepnął to Wydział Spraw Administracyjnych Urzędu Miasta Krakowa, po zasięgnięciu opinii miejskiego konserwatora zabytków Jerzego Zbiegienia. Oczywiście, nikt tego pomysłu nie skonsultował z dyrekcją Zamku na Wawelu, bo po co?
            Rzeźba pod Wawelem ma być eksponowana do końca sierpnia, potem ma być przeniesiona. Gdzie? Nikt nie wie. Był pomysł, aby rzeźby polskich królów - Władysława Jagiełły, Kazimierza Wielkiego i Jadwigi - wykonane przez Tomasza Pałkę postawić przy drogach wjazdowych do Krakowa. Miały witać wjeżdżających, ale pomysł padł.




wtorek, 23 lipca 2013

Zawodowy układacz domków z kart

            Urodzony w Spirit Lake (Iowa) , niespełna 30-letni Bryan Berg ma niecodzienne hobby – zawodowo układa domki z kart. Z wykształcenia jest architektem, więc jakby po linii i na bazie.
Jest jedynym „układaczem”, który odwzorowuje wolno stojące oryginalne budynki i pomaga sobie klejem, taśmą czy innym sztuczkami. Opracował swoją, opatentowaną metodę, która umożliwia ułożenie około 330 kg kart na powierzchni mniej więcej 0,7 m2. Ich ilość liczy się w tysiące!
           Pierwszy rekord świata pobił w wieku 17 lat układając wieżę o wysokości 4, 67 m. Od tego czasu swój rekord Guinnessa pobił ponad dziesięciokrotnie.
            W 1998 r. zbudował kolejną wieżę, replikę atrium Iowa State University. Miała 7,62 m wysokości, a użył ponad 1500 kart, których waga wyniosła 113,4 kg. Praca trwała dwa i pół tygodnia, dziennie ok. 4 – 12 godzin. Rok później Berg ułożył jeszcze wyższa wieżę, dla niemieckiej edycji Guinness Prime Time, w holu w kasyna przy Potsdamer Platz w Berlinie . Jej wysokość wynosiła 7,7 m wysokości, a użył 1700 kart.
            Najwyższa wieża jaką zbudował miała wysokość 7,9 m. Była to replika Muzeum African-American w Fair Park w Dallas (Texas). Podczas bicia rekordu wypróbował nową technikę układania kart. 
             W 2004 r. w księdze rekordów Guinnessa stworzono nową kategorię, układanie z kart najwyższego wolno stojącego budynku. Berg zbudowany dla Walt Disney World , replikę zamku Kopciuszka . W 2010 r. rekord poprawił, gdy z ponad 218.000 kart zbudował w 44 dni, replikę Venetian Macao. 
             W 2009 r., na żywo Berg próbował pobić rekord Guinnessa budując najwyższy budynek wolno stojący w ciągu jednej godziny. Czas się skończył i … konstrukcja padła.
             Bryan Berg obecnie mieszka z żoną w Santa Fe w Nowym Meksyku. Jego prace ciągle fascynują media. Występował na CNN , organizował pokazy w USA, Azji i Ameryce Południowej, o Europie nie wspominając.
             Jest też autorem książki „Układanie talii”, w której zdradza część tajników swojej techniki.





poniedziałek, 22 lipca 2013

Szmal, seks, obżarstwo, wkurwienie i lenistwo

Siedem grzechów głównych (łac. peccata capitalia) to, zgodnie z Katechizmem Kościoła Katolickiego, określenie dla szczególnych grzechów (za św. Janem Kasjanem i św. Grzegorzem Wielkim). Na zasadzie od rzemyczka do trzewiczka, są podłożem, na którym rodzi się wszelkie zło. Są nimi: pycha, chciwość, gniew, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, zazdrość, nieczystość i lenistwo.
  Nazwy łacińskie, choć nie wszystkie odpowiadają nazwom polskim, to: superbia, avaritia, luxuria, invidia, gula, ira oraz acedia; ich pierwsze litery tworzą słowo SALIGIA. Określenie to w średniowieczu często używane było jako nazwa wszystkich tych grzechów łącznie a ich kolejność została zmodyfikowanym przez Henryka z Ostii w XII wieku. Wskutek zmiany hierarchii ważności powyższych grzechów, kolejność tychże była w ciągu wieków modyfikowana.
            Amerykański magazyn „Forbes” pokusił się o klasyfikację międzynarodową, gdzie co kogo najbardziej kusi. 
 
1. Pycha
Do pomiaru tego parametru wybrano dumę narodową. W 2009 roku takie badania przeprowadziła firma Reputation Institute. Okazało się, że najbardziej zadufani w sobie są Australijczycy.












 
2. Chciwość
Nie, nie, nie Żydzi, ani „krwiożerczy kapitaliści”! Pod uwagę bowiem brano korupcję w danym kraju. Zdecydowanym liderem jest Rosja. Pod względem korupcji wyprzedza nawet Meksyk i Indonezję. W rankingu Rosja zajęła ostatnie - 174 miejsce (im niżej, tym gorzej). Najmniej korupcjogenne okazały się kraje skandynawskie.





3. Gniew
              Łączy się z niebezpieczeństwem - a nuż się komuś narazimy?! Niektóre nacje reagują gwałtownie i zdecydowanie, do zabójstwa włącznie. Liderem wśród dużych krajów jest RPA (średnia morderstw 32 osoby na każdych 100.000 mieszkańców). Na ulicy życie stracić można w Brazylii i w rozdartym wojną narkotykową Meksyku.




4. Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu
70 proc. Meksykanów ma nadwagę, a 32,8 proc. cierpi na otyłość - wynika z najnowszego raportu ONZ cytowanego przez „Daily Mail". Oznacza to, że Meksykanie odebrali palmę najgrubszego narodu świata Amerykanom.
            W pierwszej trójce narodów, które mają największy problem z otyłością, oprócz Meksykanów i Amerykanów (31,8 proc. otyłych) znaleźli się Nowozelandczycy (26,5 proc.).






  5. Zazdrość
Jak to matematycznie ująć, zdefiniować, zbadać? Pod uwagę wzięto poziom nierówności wraz z subiektywną oceną szczęścia wg „Światowego raportu o szczęściu” za rok 2012, opracowanego przez Uniwersytet Columbia. Raport mówi, że jednym z czynników, które negatywnie wpływają na postrzeganie szczęścia jest subiektywna świadomość nierówności, kiedy człowiek myśli, że innym niezasłużenie wiedzie się lepiej od niego.
            Jak się okazało najbardziej zawistni są Hindusi. Za nimi uplasowali się Niemcy, Austriacy i Szwedzi.
 
6. Nieczystość
Ranking został oparty na badaniach psychologa Davida Schmitta z Bradley University w USA. W 2005 roku opublikował swoją pracę w czasopiśmie „Behavioral and Brain Sciences" . Mistrzami rozwiązłości okazali się Finowie. Tuż za nimi uplasowali się Nowozelandczycy, później mieszkańcy państw bałtyckich i Brytyjczycy. Brazylijczycy i inni „południowcy” to cienkie Bolki!








7. Lenistwo
Najmniej pracują rozpieszczeni Europejczycy. Praca w wymiarze 130-150 godzin miesięcznie jest tu normą. Najbardziej pracowici ludzie to Azjaci: Hindusi, Chińczycy, Indonezyjczycy i Koreańczycy. Tam „europejską normę” wyrabia się w dwa tygodnie!







niedziela, 21 lipca 2013

Miasto tylko dla białych

               Biali mieszkańcy RPA, głównie Burowie, czyli potomkowie Holendrów i Brytyjczyków, którzy kolonizowali Afrykę, coraz bardziej „odgradzają się” od rdzennej ludności. W większych miastach mieszkają w odizolowanych, strzeżonych dzień i noc osiedlach, ale i tam nie czują się bezpiecznie. 
Dwaj Afrykanerzy w 1992 r. wykupili ziemię i zainicjowali budowę od podstaw miasteczka Kleinfontein. Obecnie mieszka w nim 900 osób. 
             Osiedle jest ogrodzone, wjazdu pilnują uzbrojeni strażnicy. Warunkiem uzyskania pozwolenia na osiedlenie jest przede wszystkim kolor skóry – trzeba być białym.
Mieszkańcy Kleinfontein uważają, że ich postępowanie nie ma nic wspólnego z rasizmem. Twierdzą, że są mniejszością kulturową, jedną z 11 grup etnicznych i chcą zachować swoją tożsamość.
            Oburzenie taką postawą wyraziło wiele organizacji i partii politycznych. Zaniepokojony jest również jest rząd, który obawia się powrotu zwyczajów z czasów apartheidu.


 
 

sobota, 20 lipca 2013

Bruce Lee miałby dzisiaj prawie 73 lata...

            Dzisiaj mija 40. rocznica śmierci ikony kina akcji, Bruce'a Lee. Lee Hsiao Lung (tak się naprawdę nazywał) urodził się 27 listopada 1940 r. w San Francisco, a zmarł 20 lipca 1973 r. w Hongkongu. Był synem Lee Hoi-chuena, aktora opery chińskiej i śpiewaczki Grace.
 
             Już mając około trzech miesięcy pojawił się w filmie „Golden Gate Girl” (trzymany w rękach przez ojca). Około 1941 roku wraz z rodziną powrócił do Koulun w Hongkongu. W wieku 5 lat, zaczął pojawiać się w małych, dziecięcych rolach w filmach.









              Do rozpoczęcia trenowania sztuk walki przyczyniło się pobicie go przez członków ulicznego gangu. W późniejszym wieku, gdy miał 25 – 33 lata, ćwiczył również boks.
             W wieku 18 lat Bruce wstąpił do gangu i często popadał w konflikty z policją, więc rodzice zasugerowali mu wyemigrowanie do Stanów Zjednoczonych. Po przeprowadzce zamieszkał w chińskiej dzielnicy San Francisco, gdzie pracował w restauracji należącej do jego krewnego. Następnie wyjechał do Seattle, gdzie ukończył Edison Technical School, a później studiował na uniwersytecie stanowym University of Washington filozofię oraz kontynuował treningi kung-fu.
Tam też otworzył pierwszą szkołę kung-fu pod nazwą Jun Fan Gung-Fu Institute, do której przyjmował wszystkich, pobierając za lekcje wynagrodzenie. Nie spodobało się to chińskim mistrzom, którzy wyzwali go na pojedynek z mistrzem stylu Białego Żurawia Wong Jack Manem. W razie przegranej miał zaprzestać nauczania ludzi nie będących Chińczykami. Bruce Lee wygrał pojedynek, ale nie był zadowolony z jego przebiegu, co skłoniło go do poszukiwań „nowych” rozwiązań i doprowadziło do powstania autorskiej Jeet Kune Do.
              W 1964 r. przeniósł się, wraz ze swoją szkołą, do Oakland i poślubił Lindę Emery. Wystąpił także gościnnie w liczących się pokazach sztuk walk, gdzie zaprezentował tam m.in. jednocalowe uderzenie, pompki na dwóch palcach jednej ręki czy szybkość uderzenia. Na jednym z takich turniejów, Bruce Lee poznał stylistę Jaya Sebringa, który przedstawił go producentowi telewizyjnemu Williamowi Dozierowi, co zaowocowało zaangażowaniem do serialu telewizyjnego „Green Hornet” („Zielony szreszeń”). Wtedy też Bruce otworzył drugą szkołę kung-fu, tym razem w Oakland (stan Kalifornia), po czym przeniósł się tam, by być bliżej Hollywood. Jednocześnie zamknął swoją szkołę w Seattle.
               „Zielony Szerszeń” został wyemitowany w 1966 roku, jednak po jednym sezonie (30 odcinków) emisja została zakończona. Bruce Lee nie wierząc w swój sukces w filmie (mimo wzrastającej popularności), ponownie otworzył w chińskiej dzielnicy Los Angeles swoją szkołę kung-fu. Trenował także gwiazdy filmu i sportu takie jak między innymi Lee Marvin, Kareem Abdul-Jabbar, Roman Polanski, Steve McQueen, James Garner i James Coburn.
              Pod koniec lat 60. serial „Zielony szerszeń” został zakupiony przez telewizję z Hongkongu. Wyświetlany pod nazwą The Cato Show, odniósł duży sukces, a Bruce Lee stał się gwiazdą. W USA szło mu nie najlepiej grał tylko epizodyczne role.
              Bruce wrócił do Hongkongu, gdzie został zaproszony przez producenta filmowego z wytwórni „Golden Harvest”, Raymonda Chowa, który zaproponował mu główną rolę w filmie „The Big Boss” („Wielki szef”). Pierwotny tytuł filmu to „Wściekle pięści”, a wystąpił w nim również siedmiokrotny mistrz USA w karate – Chuck Norris. W momencie premiery film stał się od razu wielkim hitem.
Bruce Lee założył wtedy własną wytwórnię filmową „Concorde Film Production”, a jej pierwszym wyprodukowanym filmem była „Droga smoka” (inny tytuł „Powrót smoka”).
            W filmie tym, Bruce Lee wystąpił w potrójnej roli: aktora, producenta i reżysera. Sukcesem Lee zainteresowała się duża wytwórnia z Hollywood – Warner Bros. Po sukcesie „Drogi smoka”, Bruce zaczął kręcić film „Gra śmierci”. Był reżyserem, producentem, choreografem walk i scenarzystą. Grał również główną rolę. 
                Przerwał pracę nad filmem by wystąpić w „Wejściu smoka”. Niestety film „Gra śmierci” nigdy nie zastała dokończona.
                Pierwszy krytyczny moment nastąpił na planie filmu „Wejście smoka”. Bruce Lee zemdlał i został przewieziony do szpitala, gdzie wykryto obrzęk mózgu. Jednak później okazało się, że obrzęk zniknął. 20 lipca 1973 r. Lee poczuł się źle. Po wzięciu tabletki przeciw bólowi głowy, przebywał w apartamencie aktorki Betty Ting Pei, gdzie zasnął i już się nie obudził. Wezwano karetkę i przewieziono go do szpitala królowej Elżbiety. Ogłoszono zgon, który według oficjalnych informacji nastąpił na skutek obrzęku mózgu spowodowanego przez pomieszanie środków przeciwbólowych ze środkami odurzającymi i alkoholem.
               Odbyły się 2 pogrzeby. W Hongkongu (symbolicznie) na ulice wyszły tłumy fanów, które chciały pożegnać gwiazdora. W Seattle ciało złożono do grobu na cmentarzu Lake View w asyście najbliższych Lee. Trumnę nieśli m.in. James Coburn, Steve McQueen i Roman Polański.
              „Wejście smoka" miało swoją premierę 26 lipca w Hongkongu. Bruce Lee osierocił córkę Shannon Lee i syna Brandona Lee.
              Istnieje wiele popularnych hipotez i legend miejskich o przyczynach jego śmierci m.in. taka, że wszystkiemu winne są triady lub mnisi z klasztoru Shaolin, którzy to mieli zabić go „ciosem wibrującej pięści”, za ujawnienie tajemnic kung-fu.
 
           Jego syn, Brandon Lee, grający podobnie jak ojciec w filmach akcji, zginął w 1993 roku, podczas kręcenia zdjęć do filmu „Kruk” (The Crow – 1994). Obaj są pochowani w Seattle. 











 
             W Hongkongu Bruce Lee ma swój pomnik. Postawiono go w „Alei gwiazd”, w 2005 r.




piątek, 19 lipca 2013

O północy zabij kurę i ugotuj rosół

             Wiadomo – strzeżonego, pan Bóg strzeże! Czasem jednak może i lepiej dla pewności splunąć przez lewe ramię, złapać się za guzik na widok kominiarza i szukać faceta z brodą. O czarnym kocie przebiegającym drogę, nawet nie warto wspominać!
 
Delikatnie z lustrem!
Stłuczenie lustra oznacza ponoć siedem lat nieszczęść, ale jest wyjście! Wystarczy po prostu zebrać stłuczone odłamki i je zakopać. Tylko nie wolno się przy tym oglądać! Inna rada – sprzątać kawałki szkła z zamkniętymi oczami. Przejrzenie się w odłamku może sprowadzić rychłą śmierć lub chorobę.
Mniej znanym przesądem jest zasłanianie luster w domu, w którym ktoś zmarł. Jeśli się tego nie zrobi, zmarły może sprowadzić śmierć na kolejne osoby.
Wierzono też, że w odbitym wizerunku zamieszkuje dusza człowieka.





 
Rozsypanie soli – coś się przydarzy!
Rozsypanie soli to zły znak, przynosi pecha. Aby się wybronić, trzeba czym prędzej podnieść szczyptę soli i rzucić ją przez lewe ramię. W ten sposób choć na chwilę oślepimy diabła, który czai się za plecami po lewej stronie.




Nie przechodź pod drabiną
Przejście pod drabiną to pewne nieszczęście! Hmmm… Skojarzenie po bandzie! Kiedyś bowiem drabin używano do stawiania szubienic, a także wieszania i odcinania pętli z szyi skazańca. Jest jednak wyjście! Jak już trzeba przejść pod drabiną, należy skrzyżować palce.




Pechowa trzynastka
             Wiadomo, liczba trzynaście oznacza nieszczęście. Nikt nawet specjalnie się nie zastanawia – dlaczego? Najczęściej ten przesąd tłumaczony jest przez Ostatnią Wieczerzę, w której uczestniczyło właśnie trzynaście osób. Tym trzynastym był Judasz.
A jeszcze gorzej, gdy data trzynastego przypada w piątek. Tutaj jednak wytłumaczenie jest proste – w piątek został ukrzyżowany Chrystus.
              W czasach przed Chrystusem trzynastka również miała pechowe znaczenie - wiązało się to z wierzeniami starożytnymi. Pech trzynastki najprawdopodobniej pochodzi ze starożytnej Babilonii, gdzie cały system liczbowy oparty był na liczbie 12, np. 12 miesięcy, 12 znaków zodiaku czy 12 godzin dnia i nocy. Następna liczba po 12 miała oznaczać zniszczenie tego porządku.
Cukier pod drzwiami – będzie potomek!
            Jeśli już coś rozsypywać, to lepiej cukier. Znak, że wkrótce w domu pojawi się nowy, mały lokator. Czasem rozsypywano cukier po drzwiami sąsiadów, życzenia „potomka” nie zawsze były „z serca”.       Szczególnie jeśli dotyczyły panny czy kobiety „wyzwolonej”.




Odpukać w niemalowane drewno
              Zwyczaj odpukiwania w niemalowane drewno „żeby nie zapeszyć", jest bardzo stary. Być może pochodzi jeszcze z czasów celtyckich, kiedy to drewnu nadawano szczególną moc.
               W wielu kulturach to, co urodzi ziemia (drewno, żelazo) ma moc odpędzania złych sił. Nasi przodkowie, „starożytni Słowianie”, mówiąc o swoich sukcesach, stukali w ściany domów. Nie chcieli bowiem, by ich słowa usłyszeli bogowie, których zawiść mogła wszystko zniweczyć.
               Wierzono też, że w pniach drzew mieszkają opiekuńcze duchy i bóstwa. Po wypowiedzeniu jakiegoś życzenia, trzeba było „zapukać”, by je obudzić. 
 
Czarny kot przebiegający drogę
             Ludy w czasach starożytności, szczególnie w Egipcie, oddawały kotom szczególną cześć. W średniowieczu sądzono, iż ludy pogańskie, które czciły koty, bratały się ze złem.
            Tym samym utożsamiono czarne koty z siłami nieczystymi.
Wierzono, że czarny kot przebiegający drogę został wysłany przez szatana i trzeba się mieć na baczności.






Spotkanie kominiarza
              Rzemieślnika opiekującego się kominem uważano również za opiekuna domowego ogniska. Dawniej młoda para zamawiała sobie kominiarza, aby czekał u wyjścia z kościoła. A jeszcze lepiej jak był ubabrany sadzą.
             Na widok kominiarza należy złapać się za guzik i w myślach wypowiedzieć życzenie. Jeśli potem natkniemy się na brodacza – spełni się. Jeśli trafimy na zakonnicę lub kobietę w okularach – przechlapane!

  Nie wstawaj lewą nogą, bo...
cały dzień będzie do kitu. Nic się nie uda, przedmioty będą leciały z rąk, w pracy kocioł, kłótnie z każdym kto wejdzie nam w drogę.
             Od bardzo dawna lewa strona ciała była uważana za tę „gorszą”. W świecie islamu uważa się, iż lewą ręką wykonuje się czynności „nieczyste”. Służy ona m.in. do podmywania. Chrześcijanie wierzą, iż w dniu Sądu Ostatecznego zbawieni zasiądą po prawicy Ojca, natomiast potępieni po lewej.











czwartek, 18 lipca 2013

Największy zachowany w całości meteoryt

           Meteoryt Hoba, to największe tego rodzaju znalezisko. Jego wagą szacuje się na przeszło 60 t. Znajduje się na terenie farmy Hoba West w pobliżu (24 km) miasta Grootfontein w Namibii. Tam też został znaleziony. Meteoryt ma w przybliżeniu kształt prostopadłościanu, z kwadratową podstawą o boku 2,7 m oraz wysokości 90 cm. Składa się w 84% z żelaza, 16% z niklu ze śladowymi ilościami kobaltu. Ma zatem typowy skład dla meteorytów żelaznych zwanych ataksytami.
           Meteoryt Hoba jest największym znanym kawałkiem żelaza rodzimego, znajdującym się na powierzchni Ziemi. Spadł ok. 80 tys. lat temu. Ponadto ma bardzo nietypowy kształt – jest płaski. To mogło spowodować, że wielokrotnie odbijał się od atmosfery Ziemi, jak kaczka puszczana na wodzie. Tracił przy tym swoją prędkość związaną z orbitalnym ruchem wokół Słońca. W efekcie jego upadek na powierzchnię Ziemi miał charakter spadku swobodnego. Nie zagłębił się bardzo w ziemi i nie utworzył na tyle dużego krateru, który zachowałby się do naszych czasów.
          Odkrycie meteorytu Hoba było przypadkowe. Farmer, orząc wołami swoją ziemię, usłyszał zgrzyt lemiesza pługu o metal. Przeszkoda nie dała się wydobyć i uniemożliwiała dalszą orkę. Wkrótce potem naukowiec Jacobus Hermanus Brits odkopał znalezisko i zidentyfikował je jako meteoryt. Jego raport dotyczący meteorytu, opublikowany w 1920 r., od roku 1955 znajduje się w Namibijskim Muzeum w Grootfontein.

środa, 17 lipca 2013

Dziwne epidemie – śmiech nie zawsze znaczy zdrowie!

             Dwa lata temu dziwna choroba rozprzestrzeniła się w Wietnamie. Zapadła na nią m.in. młodzież ze szkół w tamtejszej prowincji Phu Yen. Objawy w każdym wypadku były takie same - uczniowie tracili przytomność; upadali, by za chwilę wstać i przewrócić się ponownie. Specjaliści stwierdzili, że chorobę nie powodowały ani toksyny, ani zarazki. Najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem była zbiorowa histeria. 
              Eksperci przypominają, że do podobnych wypadków dochodziło już w przeszłości niejednokrotnie. W 1518 r. we Francji, na ulicach Strasburga, zaczęły się pojawiać osoby, które ni stąd, ni zowąd, zaczęły tańczyć. Dziwaczna epidemia, przez niektórych nazywana „taneczną” dotknęła wówczas setki osób. Wszystko zaczęło się od kobiety, która nazywała się Frau Troffea. Ona ponoć „zaraziła” innych. W ciągu tygodnia dołączyły do niej 34 osoby, a w ciągu miesiąca już 400. Wiele osób zatraciło się w tańcu do tego stopnia, że nie przeżyło ataku tajemniczej „choroby”. Niektórzy umarli z głodu i wycieńczenia, tańcząc bez wytchnienia wiele dni. Wielu zmarło na atak serca bądź udar.
             Wydarzenia w Wietnamie były okazją do przypomnienia „epidemii śmiechu” w Tanganice (kiedyś nazwa części Tanzanii) i Ugandzie. Rzecz miała miejsce w 1962 r. Wielu uczniów tamtejszych szkół zostało zarażonych niekontrolowanymi wybuchami śmiechu. Znaczna ich część śmiała się bez przerwy przez wiele dni – u rekordzisty atak trwał aż 16 dni. „Choroba”, której pierwsze objawy zanotowano u trzech dziewcząt w jednej ze szkół w miejscowości Kashasha, błyskawicznie rozprzestrzeniała się na kolejne osady. Szacuje się, że zapadło na nią wówczas ok. 1000 osób. Co ciekawe, dotknięci zostali nią wyłącznie uczniowie. Nauczyciele, którzy nie byli w stanie pohamować znajdujących się w amoku podopiecznych, zostali zmuszeni do zamknięcia szkół. Śmiech momentami był przerywany przez płacz, omdlenia i okrutny ból wywołany przez morderczy chichot.
            W 2008 r., także w Tanzanii doszło do incydentów, które do złudzenia przypominają wydarzenia wietnamskie. 20 uczennic zaczęło wtedy nagle upadać na podłogę i tracić przytomność. Te które nie zemdlały, a były jedynie świadkami dziwnego zdarzenia, zaczęły histeryzować i wrzeszczeć; inne biegały wokół szkoły.
              Kurcze! Nie było pod ręką żadnego egzorcysty?! Przecież gołym okiem widać, że to „robota diabła”! Zuuło, zuuło, zuuło!



wtorek, 16 lipca 2013

Naiwnych nie sieją, sami się rodzą

            Wiele polskich firm otrzymał maila od „Grupy CBOP Centrum Badań Opinii Publicznej, Departament Serwisów Internetowych, Kraków, ul. Bandurskiego” z treścią:
„Dzień dobry, Tworzymy przegląd aktywnych firm w 2013 roku. Chciałbym Państwa zaprosić do dodania krótkiej informacji o swojej firmie do naszego spisu. Można to uczynić na stronie internetowej pod adresem (zamieszczony jest odnośnik do zakładki „dodajfirme”). Za przekazane informacje będziemy niezmiernie wdzięczni."
          Wielu przedsiębiorców kliknęło i dodało firmę. I... zupa się wylała! Okazało to się jedną wielką ściemą! 
             Po jakimś czasie przyszła faktura z wezwaniem do zapłaty 499 zł netto, za „Usługę prezentacji informacji w serwisie katalog-firm2013.pl”.
Na głównej stronie serwisu oraz podstronach nie ma informacji o opłatach. Dopiero po otrzymaniu faktury, w długim regulaminie, doczytać się można o „Bezpłatnym Testowaniu" serwisu przez 7 dni. Potem trzeba płać, jeśli nie wypowie się umowy. Uważa się, ze jest zawarta z chwilą umieszczenia w serwisie danych firmy.
            Przypomina się afera z Pobieraczkiem.

 http://wackiemososne.blogspot.com/2013/04/pobierczek-sraczek-nie-dajcie-sie.html

             Oszukani biznesmeni (jest ich około 40) chcą skierować doniesienie do prokuratury. Rozważają też pozew zbiorowy.
              Ciemno to widzę! Nasza „sprawiedliwość” chodzi krętymi dróżkami, a sądy sobie, zdrowy rozsądek sobie. Jak mówił Jarosław Gowin – czasem ważniejszy jest duch prawa, niż litera prawa.
Osobiście w „ducha” nie wierzę, w „chucha” tak!

poniedziałek, 15 lipca 2013

Żaba czy nie żaba?

           Malarz z Południowego Tyrolu we Włoszech, 35-letni Johannes Stoetter, jest mistrzem bodypainting, malarstwa na ciele człowieka. Inspiruje go natura, jego modele zmieniają się w zwierzęta, owoce, kwiaty czy krajobrazy, stopione z otoczeniem.
 
          Praca nad takim obrazem trwa około pięć miesięcy. Głownie jest to dokładne planowanie, samo malowanie trwa około 8 godzin. 













 
           Sztuką bodypainting Johannes Stoetter zainteresował się w 2000 r., a w mistrzostwach wystartował w 2009 r. Zajął piąte miejsce i … na dobre połknął bakcyla rywalizacji. 
















              Jego celem stało się zdobycie mistrzostwa świata i stało się! Ostatnim i chyba najsłynniejszym dziełem Johannesa Stoettera jest żaba, rzekotka drzewna, którą tworzy pięć postaci. Wygrał nim mistrzostwa World Bodypainting w 2012 r.
             Z jednej strony taka sztuka jest bardzo ulotna, nietrwała, z drugiej dostarcza niecodziennych wrażeń, gdyż obrazy mogą się poruszać, żyć swoim życiem. Johannes Stoetter zatarł granicę między malarstwem, instalacją i performance. Jego ekspozycje to jakby swoiste spektakle teatralne.