Powered By Blogger

czwartek, 28 lutego 2013

Nowa twarz, nowe życie


               Historia Afganki Aeshy Mohammadzai została po raz pierwszy ujawniona przez magazyn Time, w sierpniu 2010 roku.  Na okładce opublikowano jej wstrząsające zdjęcie, którego autorką est pochodząca z RPA Jodi Bieber. Artystka zdobyła już osiem nagród w konkursie World Press Photo. Była też w składzie jury w 2008 roku. W swoich pracach skupia się na tematach trudnych - przede wszystkim problemach osób zamieszkujących Afrykę, szczególnie kobiet.
            Za zdjęcie Aeshy Mohammadzai w 2011 r. otrzymała główną nagrodę w World Press Photo. Stało się ono symbole walki o równouprawnienie kobiet w krajach muzułmańskich.
            Aesha Mohammadzai, gdy miała zaledwie 12 lat, została przez ojca wydana za bojownika talibów. W ten sposób spłacił swój dług. Nowa rodzina traktowała ją w sposób poniżający i okrutny, urągający pojęciu człowieczeństwa. Spała w stajni ze zwierzętami, była bita i zmuszana do najcięższych prac. Nie mogła tego znieść i w końcu uciekła od męża. Została jednak schwytana i na pięć miesięcy osadzona w wiezieniu. Sędzia w wyroku zaznaczył, że po odbyciu kary ma wrócić do męża. Tej samej nocy zabrał ją w góry. Związał ręce i nogi i jako karę za nieposłuszeństwo, obciął nos i uszy.  Została tam pozostawiona na pewną śmierć. Jakoś dotarła do domu dziadka, a ten pomógł jej przedostać się do amerykańskiej placówki medycznej. Opatrzono jej rany i przebywała tam przebywał dziesięć tygodni.
 Potem przetransportowano ją do tajnego schronu w Kabulu, a w sierpniu 2010 r. organizacja charytatywna zorganizowała 18 -letniej Aeshy Mohammadzai przelot do USA, gdzie przez 16 miesięcy przebywała w wojskowym centrum medycznym  w Bethesda. Później zajęła się nią nowojorska organizacja charytatywna  Women for Afghan Women. Wspierała ją finansowo i znalazła jej nową rodzinę. Po raz pierwszy Aesha Mohammadzai mogła uczęszczać do szkoły i uczyć się, co było jej marzeniem. 

               W tym roku amerykańcy chirurdzy przeprowadzili rekonstrukcję twarzy Aeshy Mohammadzai. Pod skórą na czole umieszczono powłokę silikonową, którą stopniowo wypełniono płynem w celu odtworzenia nosa. Wykonano również przeszczepy z  przedramion, tworząc zewnętrzną warstwę i dolną część nosa. Rany goją się bardzo dobrze i Aesha, gdzie tylko może, podkreśla swoją wdzięczność. Jest teraz szczęśliwa. 
            ONZ szacuje, że prawie 90 procent kobiet w Afganistanie cierpi wskutek przemocy w małżeństwie i rodzinie.


 

 

środa, 27 lutego 2013

Odlotowe pomniki - co oni brali?!



Na całym świecie stawia się pomniki, których forma i przesłanie, czasem nieco dziwią. Często praca rzeźbiarzy jest zbyt „twórcza” i rezultat nijak się ma do zamierzenia. 

1. Umierający Charon i głodujący Budda, Irlandia
W parku Victoria Way (hrabstwo Wicklow w Irlandii) znajduje się wiele kamiennych pomników, które swoją niecodziennością przyciągają tłumy turystów. Są odzwierciedleniem duchowości Indii. Wykonane zostały przez rzemieślników w Mahabalipuram, a ich zgromadzenie zajęło 20 lat. Razem jest ich 14, a m.in. głodujący Budda, tańczący Śiwa i Ganesha czy ogromny palec. Ich zadaniem jest zobrazowanie drogi do oświecenia.
Jednym z ciekawszych monumentów jest rzeźba przewodnika, nauczyciela duchowości czy jak niektórzy interpretują Charona. Ta mitologiczna postać przewozi dusze ludzkie przez Styks, do Hadesu, krainy zmarłych. Jakby częściowo zatopiona rzeźba symbolizuje śmierć samego przewoźnika, upadek z sił, krańcowe wyczerpanie. Ten łącznik między dwoma światami, miedzy materią a duchem, wydaje się niespełnieniem dążeń i marzeń człowieka. 


2. Ręka na pustyni, Chile
Na pustyni Atacam w Chile, tylko 75 km od miasta Antofagasta, nieoczekiwanie z monotonii piasku „wyrasta” dłoń. Im bliżej, tym wydaje się większa, jakby jakiś gigant przebijał się z jadra Ziemi. Rzeźba jest dziełem Chilijczyka Mario Irarrazabala, który formę ręki wykorzystał również na plaży w Punta del Este (Urugwaj).




3. Święty na martwym koniu, Praga
W pałacu Lucerna (kompleks zabudowań mieszczący się w centrum Pragi), uwagę przykuwa rzeźba „Koń” Davida Černého . Przedstwia św. Wacława (patrona Czech) siedzącego na koniu „do góry kopytami”. Pierwotnie stała w dolnej części Placu Wacława, a w górnej dzieło Josefa Václava Myslbeka z 1912 r., którego rzeźba Davida Černého (z 1997 r.) jest parodią. Postawa jeźdźca niczym nie różni się od oryginalnej – jest on dumny i patrzy odważnie przed siebie, dzierżąc lancę w ręku.
Rzeźba symbolizuje autoironię Czechów, ich luz i wzruszanie ramionami na narodowe tabu. Dzieła Davida Černého z jednej strony budzą konsternację, z drugiej są przykładem, że nie można przesadzać z pilnowaniem „wartości narodowych”. Jest też m.in. autorem postaci dzieci wspinających się na żiżkovską Wieżę Telewizyjną oraz chłopca sikającego do basenu, w kształcie Czech. No, może to coś, jak nasz orzeł w berecie… 



4. Carhenge Alliance, Nebraska, USA
            Stonehenge, prehistoryczny zabytek w hrabstwie Wiltshire (Anglii) od lat fascynuje archeologów, etnografów, astronomów czy badaczy tajemnic.
            Jest również Carhenge. Pomnik ten, został postawiony przez zbudowany w pobliżu miasta Alliance (Nebraska, USA) i jest repliką  Stonehenge. Zbudował go  Jim Reinders z 30-osobową rodziną w 1987 r., a zamiast kamieni użył pokrytych szarym sprayem starych samochodów (38 sztuk). Jest z zamierzenia hołd dla jego ojca, który zmarł w 1962 r. 


5. Wyspa Jeju – park miłości , Korea Południowa
            Jeju jest popularnym celem podróży poślubnej dla nowożeńców w Korei Południowej. Na wyspie istnieje specjalny park rozrywki „Kraina miłości". Erotyka posągów jest tak ostra, że budzi opory nie tylko powściągliwych Azjatów, ale niekiedy również turystów. Oglądać można gigantyczne pochwy i penisy, czy pary w uścikach obrazujące chyba wszystkie pozycje Kamasutry. Dzieciom wstęp wzbroniony, chyba że w towarzystwie rodziców, którzy widzą czego się spodziewać. 

 
6  Pożeracz dzieci, Szwajcaria
            W Bernie na jednym z placów, w miejscu starej studni, stoi pomnik „pożeracza dzieci”. Datuje się go na 1546 r., a autorstwo przypisywane jest Hansowi Giengowi. Dlaczego i po co go postawiono, nie bardzo wiadomo. Postać przypomina Żyda, czasem wiec przekaz łączono z mordami rytualnymi. Według innych teorii, rzeźba przedtawia greckiego boga Kronosa. Prawdopodobnie jest to jedynie figura karnawałowa, która miała straszyć niegrzeczne dzieci. 








 7. Metalowy kwiat, Argentyna

            Rzeźba stoi na plaży, w  Buenos Aires i jest dar dla miasta argentyńskiego architekta Eduardo Catalano. Ogromny pomnik z nierdzewnej stali postawiony został w 2002 r. i umieszczono go w specjalnym basenie. Ma symbolizować „kwintesencję kwiatów”. Płatki otwierają się rano o godz. 8.00, a zamykają wieczorem. Wtedy pomnik jest od wewnątrz podświetlony. Kwiat waży 18 ton, jego średnica wynosi 26 m (zamknięty) i 36 m (otwarty).

   




 


 

wtorek, 26 lutego 2013

Tydzień ekstremalnej zabawy



             


 


           Co roku na półpustyni w Karoo (RPA) odbywa się Afrika Burn Festival, gromadzący dziesiątki tysięcy ludzi. Jest to dla nich szansa zaistnienia w najbardziej ekspresyjny sposób, im dziwniej i bardziej niespotykanie tym lepiej! Liczy się przede wszystkim ekstremalna kreatywność,        wyrażanie indywidualności! Najbardziej szklone pomysły są przyjmowane jako coś normalnego, wręcz pożądanego. 











 





           W zasadzie wszystko jest dozwolone i wszystko się zdarza, ale głównie przebieranki. Są jednak również występy teatralne, cyrkowe, tańce, wspólne śpiewy i biwakowanie. Uczestnicy festiwalu tworzą wiele dzieł sztuki, które zostają rytualnie spalone w ostatnią noc Africa Burn.




  










          

  

poniedziałek, 25 lutego 2013

Słonie umierają w samotności

Cmentarzysko słoni, to fikcyjne miejsce, do którego, według legendy, zmierzają instynktownie stare słonie, by dokończyć żywota.
Istnieje kilka teorii na temat pochodzenia tego wierzenia. Jedna z nich mówi o ludziach, którzy znajdowali leżące w jednym miejscu szkielety słoni lub obserwowali stare słonie i szkielety słoni w tym samym miejscu.
Inni twierdzą, że termin może pochodzić od miejsca, w którym znaleziono martwe słonie (27 szkieletów słoni leśnych w Saksonii-Anhalcie). 
Kości, liczące sobie ponad 200 tys. lat, wydobyto między 1985 i 1996 rokiem. Wiele szkieletów było nienaruszonych, nie ma śladów zabicia przez człowieka czy inne zwierzę. W pobliżu znaleziska jest jezioro, więc być może słonie po prostu utknęły w błocie czy bagnie i nie mogły się wydostać. A może zostały zagnane na bagna przez prehistorycznych myśliwych. Przemawia za tym fakt, że niektóre szkielety nie mają siekaczy. Mogły zostać wykorzystane przez pierwotnych ludzi do wyrobu narzędzi lub prymitywnej broni.
Jeszcze inne teorie próbujące wyjaśnić pochodzenie legend o cmentarzyskach słoni, skupiają się na ich zachowaniu. Według jednej z nich, gdy słonie głodują, zbierają się w miejscu, gdzie znalezienie jedzenia jest łatwiejsze. Często tam umierają. Szkielety grup słoni są zwykle odnajdywane blisko stałych źródeł wody. Zwierzęta te, gdy są niedożywione, instynktownie poszukują wody w nadziei na poprawienie swojego stanu zdrowia. Słonie, które nie utrzymują odpowiedniego poziomu cukru, zapadają w śpiączkę i umierają. Z kolei stare słonie, których zęby się zużyły, też poszukują źródeł wody i w końcu umierają blisko nich.

Słonie w Azji (Indie, Tajlandia, Birma , Laos) cieszą się szczególną czcią i poważaniem. Są tam głównie zwierzętami roboczymi, służą turystom jako „transport”, ale również są personifikowane jako bóstwa. Najpopularniejszym „bogiem-słoniem” jest hinduski Ganeśa. Prawdopodobnie wywodzi się z ludowego kultu słonia, powszechnego w całej południowo-wschodniej Azji. Ganeśa jest bóstwem radosnym, kochającym i sympatycznym. Zyskał też znaczą popularność wśród dźinistów i buddystów. Na jego kult można natrafić w Nepalu, Tybecie, Chinach, Mongolii, Japonii oraz w Azji Południowo-Wschodniej. 








Podczas wyprawy do Tajlandii, warto odwiedzić okolice miasta Lampang, znajdującego się ok. 500 km od Bangkoku. Oprócz wspaniałych świątyń i plaż, znajduje się tam schronisko dla słoni, swoisty „dom spokojnej starości”. Wszyscy pracownicy i weterynarze mieszkają na dość rozległym, zalesionym terenie ośrodka, obcują na co dzień ze swoimi podopiecznymi i służą im w każdej chwili swoją pomocą.



W parku spokojnej starości dla słoni odbywa się produkcja leczniczej mieszanki z ziół, która zapewnia słoniom dobre zdrowie, apetyt i wigor. Obok parku działają dwa szpitale dla tych zwierząt, w okolicy znajduje się także cmentarz dla słoni. Według buddyjskiego zwyczaju, zwłoki słoni należy poddawać kremacji a resztę kości zakopywać w ziemi.



niedziela, 24 lutego 2013

Ki diabeł?!



Na świecie są rzeczy, które nie śniły się filozofom, ale niektóre naprawdę zaskakują. I co jeszcze dziwniejsze – nie mają racjonalnego wytłumaczenia. A jeśli już – tylko częściowe. Widomą sprawą wszelkiego rodzaju mutacje czy genetyczne zawirowania. A to człowiek ma szczątkowy ogon, a to sześć palców czy serce po prawej stronie, a to rodzą się bliźnięta syjamscy.
Kłopotliwą i dziwną chorobą jest róg skórny. Płeć i wiek mają znaczenia, ale głownie dotyczy to osób starszych, o dziwo kobiet, powyżej 60 roku życia. Na czole wyrasta coś przypominającego rogi.
U osób starszych przyczyną powstania choroby mogą być uszkodzenia skóry wskutek nadmiernego słońca, u dzieci u podłoża schorzenia leży stan zapalny. W dojrzałym wieku, w 10-20% przypadków z rogów skórnych rozwijają się nowotwory kolczystokomórkowe.
Jedyną metodą uśnięcia rogów jest operacja chirurgiczna. 


70-letnia Brytyjka zmiany na czole zauważyła 20 lat temu. Było to tylko niewielkie znamię. Od tego czasu jej róg systematycznie rósł, a ucinanie nic nie pomagało. Dzisiaj przypomina rogi barana i ma ok. 20 cm.
 










Madame Dimanche urodziła się w Paryżu na początku XIX wieku. Zachorowała w wieku 76 lat. Początkowo skarżyła się na silny ból głowy, potem na czole wyrósł jej 30-centymtrowy róg. Sześć lat później został on usunięty przez chirurga, ale sukcesywnie odrastał. Jej woskowa głowa do dziś jest atrakcją muzeum w Filadelfii.














101-letnia Zhang Ruifang ma już 101 lat, mieszka w wioce Linlou, w chińskiej prowincji Henan. Róg rośnie jej od dwóch lat, teraz ma ok. 15 cm długości. Zdiagnozowano u niej raka skóry. Kobieta żyje w nędzy, nie ma ubezpieczenia zdrowotnego, więc o żadnym leczeniu nie ma mowy. Z uwagi na jej wiek nikt nie chce się podjąć operacji wycięcia, a wyrasta jej już drugi róg. Zhang Ruifang i tak chce ostatnie swoje dni życia spędzić wśród bliskich. Ma świadomość, że śmierć już puka do jej drzwi.
            Niektórzy sataniści pewnie byli by baaardzo zadowoleni z tak naturalnej „ozdoby” głowy! 


Etienne Dumont „zmodyfikował się’ dla jaj, ale śrubki z mózgu ma pewnie porządnie obluzowane. Jest pokryty jaskrawymi tatuażami, ma silikonowe implanty w formie rogów, tunele o średnicy 10 cm w uszach oraz pleksiglasowe piercingi w nosie i pod dolną wargą.
Kosztowało to pewnie masę kasy! Na psychiatrę nie starczyło…




 
Takich jajcarzy jest kilkunastu!  Inny z nich, Kala Kaiwi, prowadzi studio tatuażu wLawai, na Hawajach. Wystarczy na gostka spojrzeć i uciekać, gdzie pieprz rośnie! Ekstremalny piercing, tatuaże, silikonowe implanty rogów, odwierty na głowie, a w nich kolce na śruby. Język ma rozdwojony za pomocą nici dentystycznej, a także rozciągnięte płatki uszu.
Do kogo lub czego chciał się upodobnić – lepiej nie zgadywać!

sobota, 23 lutego 2013

Umyj nogę, bo będzie źle!



          Co tam nasze strzygi, topielice, latawce wiedźmy czy inne wampiórki! Japonia to dopiero ma się czym chwalić!



           Ashiarai Yashiki to bardzo dziwny demon w postaci olbrzymiej, mówiącej szczeciniastej nogi, unurzanej w błocie i krwi. Przebija sufit domu i każe się umyć. Jeśli spotka się z odmową, demoluje dom. Po umyciu znika bez śladu i nie mści się na domownikach.
            Nawet Japończycy mają kłopot z wytłumaczeniem legendy i działań nogi. A wydaje się ono proste jak sznurek w kieszeni! Po prostu nogi mają być czyste, by nie śmierdziały. I to obydwie!


piątek, 22 lutego 2013

60 lat gonili swoje szczęście



            W 1941 r. czerwonoarmiejec Borys Kozłow, sekretarz koła Młodych Komunistów, wygłosił prelekcję w wiosce Borowljanka na Syberii, z której pochodził . Wśród słuchaczy była Anna i nie mogli oderwać od siebie oczu. Gdy Borys wrócił z frontu, decyzja była spontaniczna – w 1946 r.  wzięli ślub. Po trzech daniach Borys dołączył do swojej jednostki, a gdy wrócił po demobilizacji, Anna zniknęła. Dotknęły ją stalinowskie czystki, wraz ze swoją rodziną jako „wróg ludu” została zesłana w głąb Syberii. Były to reperkusje odmowy przez jej ojca pracy w kołchozie. Ślad się po niej urwał i mimo rozpaczliwych poszukiwań Borys Anny nie odnalazł.  
           Anna chciała nawet popełnić samobójstwo, uratowała ją matka. Z czasem oboje założyli nowe rodziny, ale ciągle w sercach nosili swój obraz. Borys nawet napisał książkę o swojej miłości i trzydniowym małżeństwie. Po latach oboje znów zostali sami, zmarła bowiem żona Borysa i mąż Anny. Upadek Związku Radzieckiego umożliwił jej powrót do Borowljanki, z czego skrzętnie skorzystała. Zamieszkała w swoim starym domu, gdzie kiedyś byli razem.




           W 2006 roku Borys, już 80-letni, przyjechał do rodzinnej wsi, by odwiedzić grób rodziców. Gdy wysiadł z samochodu... zobaczył Annę. Podbiegł do niej i … czas się cofnął o 60 lat!
            Mimo oporów Anny ponownie wzięli ślub, mieszkają razem i cieszą się swoim szczęściem. W ich życiu nie ma miejsca na kłótnie, szkoda im czasu, którego nie wiadomo ile im jeszcze pozostało.
              


czwartek, 21 lutego 2013

Niezwykła, artystyczna dokumentacja choroby Alzheimera



             William Utermohlen urodził się 4 grudnia 1933 r. w Filadelfii, jako jedyny syn pierwszego pokolenia niemieckich emigrantów. Po ukończeniu szkoły średniej w 1951 r., zdobył stypendium Akademii Sztuk Pięknych w Pensylwanii, jednej z najbardzie prestiżowych uczelni w Stanach Zjednoczonych. Tam otrzymał gruntowne wykształcenie w tradycyjnych technikach malarskich, z których słynęła ta szkoła.
            W latach 50.William Utermohlen podróżował po Europie, co umożliwiło mu specjalne stypendium. Odwiedził Francję, Hiszpanię i Włochy, zauroczyło malarstwo Giotta, Piero della Francesca, Andrea Mantegny i Nicolasa Poussina.
            W latach 1957 -1959 roku, studiował malarstwo i rysunek w placówce przy Muzeum Ashmolean w Oxfordzie. Potem zamieszkał w Londynie.
            W 1997 r. zdiagnozowano u niego chorobę Alzheimera. Cykl autoportretów obrazuje rozwój tej choroby. Jest pierwszym artystą, który uchwycił osobiste doświadczenie demencji w tak wyrazisty i przejmujący sposób.
            William Utermohlen zmarł w 2000 r. 



Autoportret z 1956 r.
Obraz olejny z 1956 r. podkreśla ekstremalną chudość Wiliama. Ubiór wpisuje się w „mundur” zbuntowanej młodzieży tych lat - biały t-shirt i dżinsy. Wyzywająca jest również jego postawa. 


















Autoportret z 1967 r.
            Jest to okres pełni sił twórczych Williama Utermohlena. Właśnie zakończył swój pierwszy wielki cykl obrazów przedstawiających sceny z Piekła Dantego. Patrzy na widza z dumą, zmieszaną z bólem. Zgarbione ramiona, delikatna szyja zdają się mówić o przedwczesnym starzeniu i poczuciu zagrożenia. 










Podwójny autoportret z 1996 r.
            Ołówek na papierze. Spojrzenie artysty jest ciężkie, pełne rezygnacji, obwisłe policzki są jak u starego człowieka. Oczy są złe, jakby podsiniaczone. Być może ze zmęczenia.






 


Czerwony autoportret z 1996 r. foto red
            Artysta jakby nawiązywał do autoportretu z 1996 r.  Stał się cieniem samego siebie, a jaskrawoczerwone ubranie i upiorne ciało podkreślają ból. Zaakcentowana jest przednia część czaszki, źródło jego choroby. Dominują kolory czerwony i zielony, żółty i pomarańczowy podkreślają granicę między zdrowiem i chorobą . Te same dwa kolory wskazują chorobę i ból w późnych obrazach Vincenta van Gogha.









Autoportret z 1997 r.
            Przerażenie (oczy!) i świadomość nieuchronności rozwoju zdiagnozowanej choroby Alzheimera. Malarz zdaje sobie sprawę, że straci kontrolę nad swoimi zmysłami. Piła jest aluzją do zgody artysty, aby jego mózg po śmierci rozcięto i zbadano.












Autoportret przy sztaludze z 1998 r.
            Głowa artysty wydaje się odłączona od reszt ciała, prawe oko jest czarne, puste.  Znów dominują kolory zielony i czerwony. To ostatni autoportret, w którym jest rozpoznawalny. Malowanie sprawiało mu coraz większą trudność.












Autoportret z 1999 r.
            Obraz jest podrapany przez samego artystę, jakby w akcie frustracji i zupełnego załamania. 
















Głowa z 2000 r.
Ołówek na papierze. Mimo wszystko artysta jeszcze próbuje rysować. To już przerażający świat choroby, rozkład jaźni. Oczy są wpatrzone w nicość, głowa zmienia się w czaszkę.