Powered By Blogger

wtorek, 30 kwietnia 2013

Z ulicy do sławy

               Mieszkający „na ulicy” w Manchesterze 45-letni Steve Rimmer ma swoje pięć minut!
Na życie zarabiał grą na akordeonie i przypadkiem został dostrzeżony przez radiowców ze stacji „Manchester's 103FM”. Zaproszono go, by zagrał na żywo, gdyż nie zjawił się zafiksowany zespół.
 
             Bezdomny wystąpił jako „Squatter Stevo” i zrobił furorę wśród słuchaczy. Nie wyglądał zbyt „ciekawie”, zarośnięty, szczerbaty, w jednym bucie. Zaraz zajęli się nim styliści. Ostrzygli, paznokietki przycięli, nawet zafundowano mu sztuczną szczękę. Stacja radiowa się wykosztowała, gdyż „zabiegi opiekające” kosztowały ok. 4 tys. funtów (!).
              Co ciekawe, Steve Rimmer z zawodu jest programistą, ale w latach 80. rzucił robotę dla muzyki i od czterech lat żył na ulicy. 






         Dwa lata temu podobnie uśmiechnął się do 53-letniegoTeda Williamsa, bezdomnego z Columbus w stanie Ohio (USA). Na YouTube ukazał się filmik, na którym bezdomny trzymając w rękach kawałek tektury, prosi o pomoc. Był alkoholikiem i narkomanem, przez wiele lat żył w schroniskach dla bezdomnych albo na ulicy. Kilka razy trafił do więzienia. Kiedy ostatni raz został aresztowany, jako swój adres podał „ulice Columbus”. Zerwał z nałogami, ale wciąż był bezdomny.
Pasażer jednego z samochodów mówi, by zapracował na swojego dolara. Okazało się, że Ted Williams ma niesamowicie radiowy głos!
              W ciągu trzech dni to wideo z Williamsem w roli głównej miało ponad milion odsłon na YouTube. Do tego doliczyć trzeba jeszcze filmiki wrzucane przez innych użytkowników, które również obejrzały setki tysięcy osób. Pracodawcy ustawili się do niego kolejce. W ciągu 24 godzin do Teda zgłosiło się aż 10 rozgłośni radiowych i stacji telewizyjnych. Przyjął propozycję pracy w klubie Cleveland Cavaliers i gdzie będzie wygłaszał komunikaty podczas meczów koszykówki.
              Nie dość tego, towarzystwo kredytowe Ohio Credit Union League proponuje mu 10 tys. dolarów za jedno nagranie. Współpracą zainteresowane są także stacje MTV i ESPN, a także Radio Pensylwania.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Głodnych nakarmić, spragnionych napoić

           W mieście Amritsar (Pendżab) w Indiach znajduje się Złota Świątynia (Harmandir Sahib), miejsce kultu wojowniczych Sikhów, która może służyć jako przykład prawdziwie religijno-charytatywnej działalności. 
            Zbudowana została w latach 1589 – 1601 przez Guru Arujuna. Wielokrotnie została zniszczona przez afgańskich najeźdźców. Ostatecznie odbudowano ją w czasie panowania (1801 -1839) maharadży Ranjit Singha, który użył do jej odtworzenia marmuru i miedzi oraz ozdobił złotem kopułę świątyni.
           Każdego dnia w kuchni przygotowuje się kilkaset tysięcy wegetariańskich posiłków, z których bezpłatnie mogą skorzystać wszyscy chętni. Korzysta z tego około 40 tysięcy pielgrzymów dziennie. W święta religijne i w weekendy liczba ta sięga ponad 100 000 ludzi. Jest to możliwe dzięki dotacjom oraz pomocy wolontariuszy, oni głównie pracują w kuchni (90%). W święta wykorzystuje się maszynę do lepienia bułeczek. Jej wydajność to 22500 sztuk na godzinę. 
           Karmi się każdego człowieka, niezależnie od wiary. Przed wejściem obowiązkowo trzeba zdjąć buty i włożyć nakrycie głowy. Tradycyjny posiłek składa się z soczewicy, ryżu, warzyw i bułeczki. Wszyscy siedzą na podłodze, by nikt nie poczuł się urażony. Są dwie sale jadalne, każda z nich może pomieścić 5000 osób. Po posiłku talerze myją wolontariusze.
           Tradycję bezpłatnej kuchni zapoczątkował pierwszy guru Sikhów, Guru Nanak. Chciał w ten sposób podkreślić zasadę równości ludzi, niezależnie od religii, kasty, koloru skóry, wyznania, wieku, płci czy statusu społecznego. Była to rewolucyjna koncepcja w kastowym społeczeństwie szesnastowiecznych Indii.



sobota, 27 kwietnia 2013

Robinsonowie z Syberii

             Zupełnie przypadkowo w 1978 r, w środku rosyjskiej tajgo, odnaleziono sześcioosobową rodzinę Łykowów. Helikopter z geologami na pokładzie szukał dobrego miejsca do lądowania i niepodziewanie dostrzeżono, że żyją tutaj ludzie.  Naukowcy, którzy mieli poszukiwać rudy żelaza, założyli bazę 16 kilometrów dalej. Zabrali prezenty dla ewentualnych mieszkańców tajgi i prowadzeni przez geologa, Galinę Pismenskaję, wyruszyli na rozpoznanie. Wkrótce napotkali ślady działalności człowieka. Ścieżki, kładkę położoną w poprzek strumienia, aż w końcu małą szopę wypełnioną suszonymi ziemniakami.
            Przy strumieniu stał zniszczony dom, z małym okienkiem. Przywitał ich bosy, przerażony i zarośnięty mężczyzna. Zaprosił do środka. Była tam jedna, bardzo brudna izba, a niej dwie kobiety, które od razu podniosły lament. Szlochały i krzyczały ze strachu.
            Geolodzy opuścili chatę i poczekali na zewnątrz. Wkrótce pojawił się mężczyzna, wiodąc z sobą dwie, jak się potem okazało, córki. Mówiły jakimś swoim, dziwnym językiem, jedynie mężczyzna znał rosyjski. 
            Po kilku wizytach geolodzy poznali historię rodziny Łykow. Ojciec, Karp Łykow, był staroobrzędowcem - członkiem fundamentalistycznej, prześladowanej sekty prawosławnej. Jego brat został zastrzelony przez komunistów. Karp z cała rodziną - żoną i dwójką dzieci -  uciekł do lasu. Ukryli się w głębokiej tajdze i zbudowali stałą siedzibę. Urodziło się jeszcze dwoje dzieci. Żadne z nich nie miało nigdy kontaktu z ludźmi poza swoją rodziną. Dzieci wiedziały, że istnieją miasta i państwa inne niż Rosja, ale było to dla nich abstrakcją. Ojciec nauczył je czytać, ale czytać mogły tylko Biblię i modlitewniki. Żyli tak przez 40 lat. Byli zupełnie odcięci od świata zewnętrznego. Do najbliższych sąsiadów mieli 150 kilometrów, nie widzieli nic o II wojnie światowej, nie mówiąc o lądowaniu człowieka na Księżycu. 

            Z czasem wszystkie wyniesione podczas ucieczki sprzęty uległy zniszczeniu. Radzili sobie jak mogli. Buty mieli z kory, ubrania z konopi. Żywili się głównie malinami, jagodami i orzechami. Często jednak głodowali. Nie mieli czym polować, zastawiali tylko pułapki. Chleba dzieci nigdy nie widziały, nie wiedziały co to jest, jak smakuje.
            Początkowo Łykow przyjął tylko jeden prezent od geologów – sól. Potem cała rodzina coraz więcej czasu spędzała w obozie geologów. Niedługo później zaczęli chorować. W krótkim okresie zmarła matka i trójka dzieci. Z powodu nieodpowiedniej diety zachorowały na niewydolność nerek. Ojciec i pozostała córka odmówi wszelkim próbom zmian w ich życiu.
            Karp Łykow w końcu też zachorował na zapalenie płuc. Naukowcy chcieli go przetransportować helikopterem do szpitala, ale starzec odmówił. Zmarł we śnie w lutym 1988 r. Ostatnia córka, Agafia, nie chciała opuścić domu, nawet po śmierci ojca. Geolodzy ją tam pozostawili.





piątek, 26 kwietnia 2013

Japoński Matuzalem – czapki z głów!

           Najstarszy człowiek na świecie, Jiroemon Kimura, świętował swoje 106 urodziny. Mieszka w Kioto, a pracował na poczcie. Specjalne życzenia otrzymał od premiera Japonii Shinzo Abe. Jiroemon Kimura doczekał się pięciorga dzieci, 14 wnuków, 25 prawnuków i 14 praprawnuków. 
             Jest trzecim człowiekiem, który przekroczył wiek 115 lat. Tym samym „wyrównał rekord” Amerykanin Christian Mortensen, który zmarł w wieku 116 lat. Jak do tej pory rekord długości życia dzierży Francuska Jeanne Calment – 122 lata!
           W tych zestawienia nie bierze się pod uwagę Rosjan, których akty urodzenia „zginęły w czasie rewolucji”. Niektórzy z nich bowiem „pamiętają” cara Mikołaja I i wybuch Wezuwiusza.



czwartek, 25 kwietnia 2013

Ironia losu – ryzykował życiem, umarł po poślizgnięciu na skórce pomarańczy

           Bobby Leach (ur. 1858 w Cornwall , Wielka Brytania , zm. 26 kwietnia 1926 r. w Nowej Zelandii) był drugą osobą, która pokonała wodospad Niagara w beczce (1911 r.).Efektem tego wyczynu było złamanie kości w obu kolanach i szczęki, co skończyło się sześciomiesięcznym pobytem w szpitalu. Ale przeżył i to było najważniejsze!
           Udało mu się to po kilku próbach, w jednej z nich o mało się nie przekręcił. Uratował go miejscowy marynarz William „Red" Hill, nieprzytomnego wyciągając z beczki.
Pierwszą osobą, która w „pojemniku” pokonała Niagarę była kobieta (!) - Annie Taylor. 
             
              W przeciwieństwie do niej Bobby Leach, starał się odcinać kupony i wyruszył w trasę po Stanach Zjednoczonych z karkołomnymi pokazami. Opowiadał, pozował z beczką do zdjęć, gwiazdorzył.
             W 1920 r., już po sześćdziesiątce, wrócił nad Niagarę. Skoczył do wodospadu używając spadochronu i powtórzył ten wyczyn w 1925 r. W obu przypadkach Leach wylądował na polach kukurydzy na ziemi kanadyjskiej, w pobliżu Niagara Gorge.
            W 1926 r. Bobby Leach, gdy reklamował się w Nowej Zelandii, poślizgnął się na skórce od pomarańczy (inna wersja mówi, że był to banan) i złamał nogę. Przyplątała się gangrena i kończynę trzeba było amputować. Pomimo ekstremalnego leczenia, Bobby Leach zmarł dwa miesiące później.
            Cóż... Jak ktoś ma pecha, to mu w drewnianym kościele cegła na głowę spadnie!


            

środa, 24 kwietnia 2013

Tatuaż zamiast oka



Dziesięć lat temu, Lee Portera (Australia) ugryzł niewielki jadowity „bielik pająk” (white-tailed spider). Dość nieszczęśliwie, tuż nad lewym okiem. Przyplątał się nowotwór złośliwy, którego zaleczenie trwało 9 lat, ale skończyło się również usunięciem oka. Przeszczepiono mu skórę z przedramienia i zasklepiono oczodół. 
 Gościu nie chciał straszyć ludzi, czy chodzić z opaską jak pirat. Gdy tylko rana się  zagoiła, 32-letni obecnie Lee, postanowił poprawić swój wygląd. Zdecydował się wytatuowanie oko. 
Wyszło jak wyszło, ale na pewno gra była warta świeczki. 




poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Pij colę – stracisz zęby!

           Australijczyk William Kennewell mieszkający w Salisbury, 15 mil na północ od Adelajdy, gdzie pracuje w miejscowym hotelu, jest uzależniony od pica coli. Dzienna dawka tego napoju, to dla niego nawet 8 litrów! 
            Nie powstrzymały go ostrzeżenia dentystów, ani dietetyków, a rezultatem uzależnienia jest utrata w wieku 25 lat, wszystkich zębów. Nosi teraz protezy, ale z picia coli nie zrezygnował. Nie powstrzymuje go nawet zatrucie krwi.
            Sprawa jest banalna – tak naprawdę stracił zęby nie przez colę, a przez cukier. Butelka tego napoju (335 ml) może zawierać nawet 39 g cukru. Z drugiej strony nie za bardzo wiadomo, jak dbał o higienę jamy ustnej.
         Powinno być to ostrzeżeniem dla „smakoszy” wszelkich słodkich napojów!

niedziela, 21 kwietnia 2013

Jaś Fasola po raz drugi rozwalił McLarena F1

           Rowan Atkinson, czyli Jaś Fasola, otrzymał najwyższe odszkodowanie jakie kiedykolwiek wypłacono na Wyspach Brytyjskich. Jest to ponad 900 tys. funtów (ponad 4,5 mln zł) na naprawę swojego McLarena F1, którego rozbił o drzewo.
           Aktor jadąc drogą A605 w Haddon w pobliżu Peterborough, okręcił się samochodem kilkukrotnie, uderzył w drzewa i latarnię, a następnie jego auto lekko się zapaliło. 
            Rowan Atkinson wyszedł z tego w zasadzie bez szwanku, z lekką kontuzją barku, ale przebywał w szpitalu na obserwacji. Znany jest z zamiłowania do szybkich, luksusowych samochodów. Eksperci przez cztery tygodnie analizowali uszkodzenia samochodu, by oszacować szkody. W końcu ubezpieczyciel uznał, że taniej będzie naprawić samochód, niż pokryć koszt zakupu nowego McLarena.
            Nie po raz pierwszy rozbił to sportowe auto. Po raz pierwszy zdarzyło mu się to w 1999 r., kiedy to zderzył się kobietą prowadzącą starego Rovera. Uszkodzenia były jednak niewielkie.
Rowan Atkinson kupił swój samochód w 1997 r. za blisko 650 tys. funtów (3,2 mln zł). Cena takie modelu poszła w górę, teraz za nowego McLarena F1 trzeba wybulić około 3,5 mln funtów (ponad 17 mln zł).






sobota, 20 kwietnia 2013

Za darmo, to można dostać w pysk pod kościołem!

           Eksperci z firmy Eset opublikowali raport dotyczący najaktywniejszych zagrożeń komputerowych. Statystyki obejmują świat i osobno Europę.  
ŚWIAT














EUROPA
             Przoduje wirus HTML / ScrInject.B, który automatycznie przekierowuje użytkownika do pobrania szkodliwego oprogramowania. Numer dwa to INF / Autorun, który za pomocą pliku autorun.inf atakuje komputer podczas automatycznego uruchamiania programów nośników wymiennych (dyski, flash USB). „Na podium” jest też HTML / Iframe.B  przekierowujący przeglądarkę do określonej lokalizacji URL ze szkodliwym oprogramowaniem.
            Swoistą ciekawostką jest powrót wirusa HTML/Fraud, wykradającego dane internautów. Ukrywa się na zainfekowanych stronach internetowych. Wizyta użytkownika w takim serwisie, inicjuje wyświetlenie okna z informacją o możliwości wygrania jednego z najnowszych smartfonów lub tabletów. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest wypełnienie formularza rejestracyjnego, w którym należy podać m.in. numer telefonu komórkowego. Taki formularz to w zasadzie zgoda na aktywację usługi, która przesyła na wskazany numer telefonu wiadomości SMS o podwyższonej opłacie. Skończyć się to może sporymi wydatkami! Ciągnie kasę!
            Skoro wirusy są znane, skutecznie walczą z nimi programy antywirusowe. Naiwnych jednak nigdy nie brakuje. Mimo ostrzeżeń, wierzą w jakieś nagrody za friko.             
            Nie ma nic za darmo! Takie konkursy to najczęściej totalna ściema! Lepiej nic nie wypełniać, nie odsyłać - a broń Boże - podawać jakieś dokładniejsze namiary!
           


piątek, 19 kwietnia 2013

Śmierdzące skarpetki jako broń przeciw malarii

             Kanadyjska organizacja non profit Grand Challenges Canada, wspólnie z fundacją Billa i Melindy Gatesów, przeznaczyli 775 tys. dolarów na badania doktora Fredrosa Okumu z tanzańskiego Instytutu Zdrowia. Zajmuje się on konstrukcją pułapek zapachowych na komary roznoszące malarię. Jako przynęta maja służyć … śmierdzące skarpetki! Przyciągają one cztery razy więcej komarów i owadów niż żywy człowiek.


Malaria zabija co roku około miliona osób, przede wszystkim w krajach afrykańskich. Obecnie z atakami komarów walczy się, zabezpieczając łóżka moskitierami i spryskując wnętrza specjalnymi środkami.
Nowe pułapki umożliwią „polowanie na komary” poza domem.
Obecne prace, to rozwinięcie badań holenderskiego uczonego, Barta Knolsa, który stwierdził, że samicę komara malarii Anopheles gambiae wabi tak samo zapach sera limburger, co zapach ludzkich stóp. Otrzymał za to w 2006 r. Antynobla. A tu okazało się, że miał rację!
I co teraz? Odszczekać tego Antynobla?


czwartek, 18 kwietnia 2013

Książka o ptakach poszła za 11,5 mln dolarów

             Na aukcji w Nowym Jorku sprzedano XIX-wieczną książkę o ptakach - „The Birds of America” za 7,92 mln dolarów. Jej autorem jest słynny amerykański przyrodnik, ornitolog i malarz John James Audubon. 
              Dzieło, które określa się jako „cudo edytorskie” składa się z czterech tomów, z których każdy ma prawie metr wysokości. Zostało wydane w latach 1827-1838, a John James Audubon jest autorem zarówno opisów, jak i ręcznie wykonanych, kolorowych ilustracji. Książka zawiera ich 1000, a opisuje około 500 ras ptaków. Praca nad nią trwała 14 lat.
                Wydano zaledwie 170 egzemplarzy tej książki. Do dziś zachowało się około 120, z czego 107 znajduje się w rożnych bibliotekach. Rok temu na aukcji w Londynie inny egzemplarz tego działa sprzedano za jeszcze większą sumę, bo aż 11,5 mln dolarów. Jest to rekord za drukowaną książkę!
             Urodzony na Haiti w 1785 roku, John James Audubon, dorastał we Francji i wyemigrował do USA w 1800 r. Ptakami był zafascynowany od dzieciństwa i ta pasja pozostała mu na zawsze.
             Wszystkie ptaki, których ilustracje zamieścił w książce … najpierw zastrzelił. Potem układał je na podpórkach z drutu i malował. Każdy rysunek zajmował mu około 60 godzin. 
 
 
 
             Dzieło „The Birds of America” pobiło rekord wydawnictwa drukowanego, ale super cenę osiągnął 72-stronicowy odręczny, ilustrowany notatnik Leonarda da Vinci. Znany jest jako „Leicester Codex”, a poszedł za 31 mln euro. Kupił go w 1994 r. - któż by inny! - Bill Gates. Stać go na to!



środa, 17 kwietnia 2013

Wino z pomidorów

W Kanadzie coraz większą popularność zdobywa wino… z pomidorów. Produkuje je, kontynuując rodzinne tradycje, belgijski emigrant, były rzeźnik - Pascal Miche. Ponoć pomidory wybiera jak winiarze winogrona i poddaje je takim samym procesom. Testował 16 gatunków, w końcu wybrał 6 najbardziej dostosowanych do skrajnych warunków klimatycznych Quebeku. Cały cykl obróbki pomidorów trwa 9 miesięcy. 
  Końcowym efektem jest 18-procentowe białe wino. Aż się wierzyć nie chce, ale nie ma w nim najmniejszego śladu pomidorów! Receptura jest, oczywiście, tajemnicą rodzinną.
Schody zaczęły się przy nazewnictwie wyrobów. Poszło o to, czy pomidor jest owocem, czy też nie? Kto szuka, nie błądzi! W sukurs Pascalowi Miche przyszła botanika. Z naukowego punktu widzenia pomidor jest owocem, ponieważ zawiera nasiona rośliny.
W Ameryce Północnej „pomidorowy winiarz” może legalnie nazwać swój produkt winem. We Francji jednak miałby kłopoty, bowiem tam mianem wina można nazwać tylko wyroby alkoholowe ze sfermentowanego soku z winogron.
Butelka wina Pascala Miche wcale nie jest tania, kosztuje bowiem 25 euro (375 ml).

wtorek, 16 kwietnia 2013

Wpływ zorzy polarnej na życie seksualne pingwinów

          Czasem życie przerasta kabaret, jak zauważył kiedyś Tadeusz Ross. Są bardzo ciekawe zawody. Można je opisać, sklasyfikować, badać skuteczność i zapotrzebowanie.
 

            Co jak co, ale tutaj na pewno byt kształtuje świadomość! A spece od wszystkiego już się zajmą opracowaniami i uzasadnieniem dlaczego jest jak jest, a nie tak jak być powinno, czyli zgodnie z ich przewidywaniami i badaniami.
Naukowcy całkiem poważnie zajmują się badaniami, które mają uszczęśliwić ludzkość, ale psu na budę się zdają. No może na Ig Nobla (antynobla) zasługują i to wszystko!.
           Jednak autentyczne tytuły prac doktorskich i licencjatów, przyprawiają o zawrót głowy!
               Przykładowe doktoraty, które na pewno zapiszą się w historii nauki:
Fizyko-chemiczne i smakowo-zapachowe cechy serów poddanych działaniu prądu stałego”
Ciała obce w przełyku w materiale szpitala więziennego”
"Badania cytometryczne żołnierzy z moczeniem nocnym"
"Badania nad poprawnością wykonania własnych ruchów tanecznych"
"Niektóre zagadnienia farmakologicznego leczenia alkoholików w świetle własnych doświadczeń"
"Wpływ moczu schizofrenika na hodowlę kropidlaka czarnego"
"Zagadnienie płaskostopia u górników"
Dbałość kobiet o ochronę środowiska w obejściu gospodarskim”
Palec z gnojówki brzydko nie pachnie: neutralizacja, dezynfekcja, dezodoryzacja”
Obiektywne metody oznaczania konsystencji frytek”
Interakcja między ołowiem, miedzią a selenem u kur”
Niektóre aspekty kulturowe dziejów melancholii”
Formy gry w palanta na obszarze Polski”
"Wpływ sesji egzaminacyjnej na stan biologii pochwy u studentek środowiska wrocławskiego"
              Ten temat wprost powalił mnie na kolana! Jak to doktorant badał? Dotykowo?!
              Porywający jest też temat habilitacji „Kontrola rytmiki aktywności ruchowej świerszcza domowego”. Nooo... Berety z głów! Wiekopomne dokonania!

         

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Zemsta ślimaków

           Do tej pory ślimaki kojarzyły się raczej ze „ślimaczeniem” i ekskluzywną potrawą, ale jakie czasy, takie ślimaki. W USA gigantyczne ślimaki wywodzące się z Afryki powodują popłoch na Florydzie. Za mniej więcej siedem tygodni rozpocznie się tam pora deszczowa, a wtedy pojawi się ich jeszcze więcej. 
           Są gigantyczne, wielkość ich jajowatej, wydłużonej muszli dochodzi nawet do 30 cm, a masa ciała 0,5 kg. Jaja tych ślimaków mają wygląd i wielkość jaj ptasich (do 2,5 cm).
           Pochodzą z terenów Afryki Środkowej, gdzie zamieszkują tereny wilgotne, bogate w bujną roślinność. Niektóre zostały rozsiedlone po strefie tropikalnej i subtropikalnej całego świata, gdzie – nie znajdując wrogów naturalnych – stały się gatunkami inwazyjnymi, wyrządzającymi duże szkody na terenach uprawnych.
             Na Florydzie pojawiły się już po raz kolejny. W 2011 r. trwała akcja ich odławiania, co wcale nie jest proste, gdyż wychodzą na powierzchnię ziemi tylko nocą. Mogą przenosić różne choroby, które m.in. powodują zapalenie opon mózgowych.
             Żywią się chyba wszystkim, co się im pod „ryj” nawinie. Zjadają blisko 500 różnych gatunków roślin, wpierdalają gips i tynk niszcząc domy.
             Jeszcze większy problem stanowią na Barbadosie. Zdarzały się już przypadki, że samochody rozjeżdżające takiego delikwenta, uszkadzały opony. Ich gówienka też stanowią problem, nie mniejszy niż psie.
           Tak do końca nie wiadomo skąd się wzięły w USA. Nie którzy wina obarczają grupę religijną Miami Santeria, która wywodzi się z Afryki. W swoich rytuałach używają bowiem śluzu ślimaków.


niedziela, 14 kwietnia 2013

Największy pies, najniższa kobieta, najstarsza czynna gimnastyczka

            Najnowsza, 57. edycja Księgi Rekordów Guinnesa, przynosi znowu kilkanaście rewelacji. Ja wiadomo, mierzyć i być rekordy można dosłownie we wszystkim – począwszy od rzutu beretem na odległość, po ilość orgazmów w ciągu godziny. Są jednak ciekawostki naprawdę intrygujące! 




Największy pies na świecie
Do 57. edycji Księgi Rekordów Guinnessa jako najwyższy pies świata trafił 3-letni dog niemiecki Zes z Otsego w Michigan (USA). Ma 112 cm wysokości w kłębie, waży 70 kg, a zjada codziennie 14 kg karmy. Stojąc na tylnych nogach osiąga wysokość 2,2 metra.
           Jego właścicielką jest Denise Doorlag








Najniższa kobieta świata
Nowa edycja Księgi Rekordów Guinnessa uznaje, że najniższą kobieta świata jest 18-letnia Joyti Amge z Nagpur w Indiach. Mierzy 58 centymetrów.
Najniższy pojazd
Najniższy pojazd dopuszczony do ruchu drogowego, licząc od ziemi do najwyższego punktu ma niespełna 45,2 cm. Samochód zaprojektowali nauczyciele i uczniowie z Asakuchi w Japonii.









Najstarsza gimnastyczka
Najstarszą, wciąż czynną, gimnastyczką jest emerytowana nauczycielska WF-u 86-letnia Johanna Quaas z Lipska. Bierze udział w amatorskich zawodach w niemieckiej Saksonii.
Największa parówka
Do tej edycji Księgi Rekordów Guinnessa trafiła też największa parówka świata. Waży ponad 3 kg i można ją kupić w Chicago za 36 USD.





Największa kolekcja lalek Barbie
Największą w świecie kolekcję lalek Barbie posiada 52-letnia Bettina Dorfmann z Niemiec. Zbiór liczy 15 tys. sztuk, a kobieta zbierała lalki od 1993 roku.
Największe bicepsy
Posiadaczem największych bicepsów o obwodzie 64,77 cm jest urodzony w Aleksandrii w Egipcie 24-letni Moustafa Ismail.









 


Najcięższa kobieta-sportowiec
Najcięższą kobietą-sportowcem świata jest Brytyjka Sharran Alexander , która waży dokładnie 203 kilogramy. Jest mistrzynią sumo i czterokrotną złotą medalistką.
Największy kot
Z kolei największym w świecie kotem jest „Trouble” - krzyżówka domowego kota z afrykańskim drapieżnikiem serwalem.








Największy czub włosów
Japończyk Kauhiro Watanabe ma najdłuższy na świecie „czub” włosów. Mierzy  ponad 0,9 m. Hodował go przez 15 lat i do najnowszej edycji Księgi Rekordów Guinnessa trafił po raz trzeci.
By doprowadzić pióropusz do pozycji pionowej fryzjer musi nad nim pracować przez 2 godziny i użyć co najmniej trzech pojemników spreju do włosów. Watanabe zapuścił włosy w proteście wobec tradycjonalizmu japońskiego społeczeństwa. To taki swoisty „japoński punk”.

Księga Rekordów Guinnessa po raz pierwszy opublikowana w 1955 roku, do tej pory sprzedała się w ponad 120 mln egzemplarzy, w 22 językach, w ponad 120 krajach.






sobota, 13 kwietnia 2013

Niecodzienny „globtrotuar" z Japonii

              Saburo Shochi, emerytowany profesor Uniwersytetu w Fukuoce na wyspie Kiusiu, lubi podróżować. Nic by nie było w tym nic ciekawego, gdyby nie fakt, że ma prawie 107 lat, a kulę ziemską okrążył osiem razy. Lata samolotami, a swoją pasję odkrył, gdy mu już na liczniku prawie „stuknęła setka”.


W zeszłym roku trafił do Księgi rekordów Guinnessa jako najstarsza osoba podróżująca dookoła świata środkami transportu publicznego. Pokonał 56 700 km. Po opuszczeniu Fukuoki odwiedził sześć krajów, w tym Kanadę, Bułgarię i Republikę Południowej Afryki. Jesienią zawitał do Warszawy i była to jego druga wizyta w Polsce. Pierwsza miała miejsce 46 lat temu. W odwiedzanych krajach robi pokazy tańca japońskiego i wygłasza wykłady na temat pasji swojego życia, czyli wychowania dzieci niepełnosprawnych. Sam jest założycielem pierwszej w Japonii szkoły dla dzieci umysłowo opóźnionych.
            Profesor Saburo Shochi, który jako młody chłopiec nie został przyjęty do wojska ze względu na słabe zdrowie, uważa że receptą na długie życie jest uśmiech na twarzy i stymulowanie umysłu poprzez poznawanie nowych rzeczy. Sam w wieku 95 lat nauczył się języka chińskiego, pięć lat później rosyjskiego. Profesor Shochi jest założycielem pierwszej w Japonii szkoły dla dzieci niepełnosprawnych umysłowo.
Nigdy nie jest za późno na realizowanie marzeń!      


 

piątek, 12 kwietnia 2013

Syrena - ni pies, ni wydra, coś na kształt świdra

           Syreny to w mitologii greckiej niebezpieczne i przebiegłe stworzenia, swoista femme fatale, wyobrażane jako półkobieta-półptak. Później, podobnie jak w mitologii rzymskiej, nimfa morska wyobrażana była jako ryba z głową kobiety lub pod postacią półkobiety-półryby. Wabiły śpiewem żeglarzy i zabijały ich. Wedle Pauzaniasza straciły swe pióra, po przegraniu konkursu śpiewaczego z muzami.  Muzy zaś uczyniły sobie z nich korony.
            Syreny to również roślinożerne ssaki morskie. Obecnie uznawane są za zagrożone wyginięciem, zostały objęte ochroną.
            Z czasem syrena stała się uosobieniem kobiecego piękna i delikatności, ale jednocześnie niepełnionej miłości do ludzi.   
             Linden Wolbert, 32-letnia modelka z Los Angeles, podróżuje po świecie i zarabia na życie właśnie jako syrena, a przy okazji wykorzystuje swoje umiejętności, aby promować ochronę oceanów i edukację ekologiczną.

            Wychowywała się w rodzinie pływaków, więc z wodą była za pan brat od dzieciństwa. Jej wyobraźnię poruszyły filmy „Mała Syrenka" i „Splash" i zamarzyła, że kiedyś zostanie syreną.
            Przybrało to realne kształty, gdy na planie jednego z klipów, poznała Allana Holta, specjalistę od efektów specjalnych w Holywood. Siedem miesięcy pracowali nad ważącym 16 kg rybim ogonem, ale   udało się! Podstawowym materiałem było włókno szklane, uszczelnione silikonem. Zewnętrzną powłokę pokryto tysiącami, oryginalnych rybich łusek. Ogon ma prawie 2 m długości i jest ściśle dopasowany do ciała modelki. Koszty wykonania zamknęły się kwotą ok. 50 tys. zł.
            Za jego pomocą modelka może pływać na głębokości dochodzącej do 35 metrów. Oddech potrafi wstrzymać nawet na 5 minut.





środa, 10 kwietnia 2013

Wskrzeszenie wymarłych zwierząt - boski plan genetyków


            Wizja Stevena Spielberga w filmie „Park Jurajski" już wkrótce może przestać być tylko fantazją. Od jakiegoś czasu w mediach pojawiają się informacje o kolejnych wymarłych zwierzętach, których genom udało się odtworzyć, np. mamuta sprzed 60 tysięcy lat, którego szczątki znaleziono w lodach Syberii czy tygrysa tasmańskiego.
            Postęp nauki jest tak wielki, że naukowcy nie mają wątpliwości, iż przywrócenie do życia niektórych wymarłych gatunków, to tylko kwestia czasu. Niektóre z nich są jakby „na celowniku” genetyków. 

Moa
To rodzina wymarłych ptaków, które zamieszkiwały rejony Nowej Zelandii. Wytępione zostały przez Maorysów, którzy polowali na nie od momentu swojego pojawienia się na archipelagu w X wieku. Przyjmuje się, że wyginęły ok. 1500 r. Z wyglądu przypominały strusie, ich waga dochodziła do 250 kg, a wielkość nawet do 3,5 m. 
Naukowcy są w posiadaniu świetnie zachowanego materiału DNA, który został odnaleziony w kościach tych nielotów oraz jajach, które odkryto w jaskiniach Nowej Zelandii.
 
Nosorożec włochaty
Ssak zamieszkiwał Eurazję. Z badań wynika, że ostatnia populacja przeżyła do 8 tys. lat p.n.e w zachodniej Syberii. Najbliższym jego krewnym jest nosorożec sumatrzański, który ciągle żyje w południowej Azji, ale jest zagrożony wyginięciem.
Dorosły osobnik osiągał prawie 4 metry długości.
Zachowało się sporo szczątków nosorożca włochatego, w tym włosy, kopyta i rogi. W krakowskim Muzeum Przyrodniczym Instytutu Systematyki i Ewolucji Zwierząt PAN można podziwiać unikatowy, jedyny na świecie, kompletny okaz z zachowaną skórą (jednak bez włosia), tkankami miękkimi - między innymi uchem, podniebieniem oraz językiem. Okaz nosorożca włochatego (znacznie mniej zachowanego niż ten w Krakowie) znajduje się także w dawnym polskim Muzeum Przyrodniczym im. Dzieduszyckich we Lwowie, gdzie stanowi główny eksponat. Naukowcy uzyskają prawdopodobnie dostęp do pełnego DNA tego nosorożca.


Dodo
Ptaki żyły kiedyś na Mauritiusie. Były nielotami i osiągały 75 cm wysokości oraz wagę do 25 kg. Po raz pierwszy zostały opisane ok. 1600 r. przez Holendrów, którzy nazywali je „obrzydliwymi ptakami” z powodu okropnego smaku ich mięsa. Według nich był rybożeny. Wyginęły ok. 1700 r. właśnie z powodu działalności ludzi.
W 2002 r. naukowcy z Oksfordu otrzymali zgodę, by bliżej przyjrzeć się najlepiej zachowanym szczątkom tego ptaka i pociąć niektóre fragmenty szkieletów.





Niedźwiedź krótkopyski
            Był największym niedźwiedziem zamieszkującym kiedykolwiek naszą planetę. Jego szczątki są znane z ponad stu stanowisk w Ameryce Północnej. Podobnie jak większość przedstawicieli megafauny wymarł około 11 400 lat temu. Przeciętnie ważył prawdopodobnie około 770 kg, jednak osobniki z masą ciała dochodzącą do 1000 kg nie należały do rzadkości. Przedstawiono kilka różnych hipotez dotyczących paleobiologii niedźwiedzia krótkopyskiego – mógł on być drapieżnikiem, padlinożercą, roślinożercą lub wszystkożercą. Stojąc na czterech kończynach osiągał 1,8 m w kłębie i 4 m wysokości, kiedy znajdował się w pozycji pionowej.
Według naukowców, odtworzenie jego DNA powinno być możliwe, gdyż istnieją okazy „zakonserwowane" w wiecznej zmarzlinie.


Smilodon
Zwierzęta z rodziny kotowatych, ze względu na swoje uzębienie nazywane też „tygrysami szablastozębnymi”. Bardziej podobne były do niedźwiedzi, niż współczesnych tygrysów. Osiągały wagę 200 kg. Żyły na terenie Ameryki Północnej i Południowej i wyginęły ok. 10 tysięcy lat temu.
Istnieje mnóstwo świetnie zakonserwowanych szczątków tych zwierząt. Zdaniem naukowców, „matkami zastępczymi” na potrzeby przywrócenia gatunku mogłyby zostać lwy.