Powered By Blogger

czwartek, 30 stycznia 2014

Polscy wikingowie

             W okresie wczesnopiastowskim, na pomorzu, odpowiednikiem skandynawskich wikingów, byli chąśnicy. Zdaniem językoznawców nazwy chąśnicy i chąsa (grupa wojowników wraz z ich statkami) wywodzą się z połączenia dwóch pokrewnych słów: chasa (gromada, zgraja) i chąśba (napad, rozbój).
 
             Miejscami, gdzie chąśnicy mieli siedziby, były najczęściej główne miasta nad Bałtykiem lub większymi rzekami, m.in.: Arkona, Kołobrzeg, Zwierzyn (i inne ośrodki Obodrzytów), Stargard Szczeciński, Szczecin, Wolin.












 

              Za legendarne początki wypraw chąśników uważa się VI w., tuż po osiedleniu się Słowian połabskich nad Bałtykiem (walki legendarnego potomka Lecha, księcia Wizymira z Duńczykami). 














               Bardziej wiarygodne są chyba przekazy historyczne z X w. Około 985 r. w bitwie nad rzeką Fyris w Szwecji mieli brać udział wikingowie z Jomsborga, wsparci przez wojów Mieszka I. Jomsborg, to gród warowny na Wolinie, założony w 970 r. przez króla duńskiego Haralda Sinozębego, na mocy układu z mieszkańcami wyspy. Osadzono w nim drużynę wikingów, a pierwszym Jarlem mianowany został Palnatoki, który wybudował ponoć port na 300 statków.
              Główne działania chąśników przypadają na początek XII w. , podczas panowania
księcia pomorskiego Racibora I.


wtorek, 28 stycznia 2014

Szczur, mój najlepszy przyjaciel

          Pochodząca z Wielkiej Brytanii Jessica Florence i Holenderka Ellen van Deelen niezależnie od siebie wpadły na pomysł fotografowania białych szczurów z miniaturowymi pluszakami. 

 

 

Fot. Jessica Florence


Fot. Ellen van Deelen

             Publikację zdjęć rozpoczęły w 2007 r., i co ciekawe, panie, ponoć, osobiście się nie znają. Aż trudno to uwierzyć!
             Co by jednak nie mówić, jedne i drugie fotki są bardzo, ale to bardzo podobne.
             Szczurki nie tylko są „ładne”, ale przypominają prawdę, którą ktoś obwieścił kilka lat temu. Kataklizm atomowy przeżyją jedynie karaluchy, szczury, Keith Richards i Lindsay Lohan. To będzie początek nowej cywilizacji!

niedziela, 26 stycznia 2014

Po bandzie - najlepsza polska patriotyczna fotografia roku

           Oddział Telewizyjny Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich przyznał nagrodę Polskiej Szabli Ułańskiej za „Najlepszą fotografię patriotyczną roku 2013”. Laureatem został Mariusz Wziontek, fotoreporter młodego pokolenia, z Warszawy. Współpracuje z kilkoma czasopismami, ale dotychczas było o nim w zasadzie cicho.
                Nagrodzoną fotografię opublikowano na okładce 11. numeru tygodnika „Polska Niepodległa”, dokumentującego przebieg Marszu Niepodległości 11 listopada 2013 r. w Warszawie. Nadano mu tytuł „Tego ognia nic już nie ugasi”.
Uroczystość wręczenia Polskiej Szabli Ułańskiej odbyła się w siedzibie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w Warszawie. Nagrodą dla fotografa była oryginalna szabla ułańska tzw. radziwiłłówka.
               Zdjęcie ma tyle wspólnego z patriotyzmem, co słoń z wystawą. Słonia można bowiem wystawić, a wystawę zasłonić.
             Jeśli mężczyzna wymachujący polską flagą na tle płonącej tęczy na placu Zbawiciela jest dla katolików symbolem patriotyzmu, to im współczuję. Z drugiej strony JEST to obraz patriotyzmu „prawej strony sceny politycznej”. Obraz głupoty, zacietrzewienia i zaściankowości. 
               Głos zabrała również autorka instalacji na placu Zbawiciela, Julita Wójcik.
              „(...) Pragnę wyrazić swój protest. (...) Pragnę przypomnieć, iż spalenie TĘCZY było przestępstwem niszczenia mienia publicznego, agresywnym aktem homofobii skierowanym przeciwko innym ludziom oraz przeciwko dziełu sztuki. Nazywanie takiego aktu przemocy patriotyzmem jest promowaniem i legitymizowaniem nienawiści”.
             Nic dodać, nic ująć. Można negować wartość artystyczną i przesłanie tęczy, ale stawianie aktu wandalizmu na równi z patriotyzmem, jest jakimś obluzowaniem śrubek w mózgu.




piątek, 24 stycznia 2014

Prawdziwy mistrz fotografii

             Mieszkający w Nowym Jorku, amerykański fotograf Bruce Gilden, wychował się na Brooklynie, w zasadzie na ulicy. Z niej, jak sam mówi czerpał energię, ona go fascynowała. I ludzie tam żyjący, ich jakby druga, ale ta prawdziwa twarz. 
 
            Bliski portret stał się dla formą wyrazu, która z jednej przyniosła mu sławę, ale z drugiej budzi wiele kontrowersji,. Zarzuca mu się, że wielokrotnie przekroczył sferę intymności człowieka. 













             To na pewno nie są zdjęcia masowo publikowane w magazynach mody czy kolorowych tygodnikach. Bruce Gilden odżegnuje się od taniego blichtru, stara się uchwycić i udokumentować istotę charakteru, miejsca i chwili. 

 
             Bruce Gilden przez ponad dwadzieścia lat realizował również sensu stricte projekty dokumentalne. Podróżował i wystawiał na całym świecie, otrzymał wiele nagród, w tym Nagrodę Europejskiej Fotografii oraz trzy National Endowment for Arts.




środa, 22 stycznia 2014

Dyska na Litwie

            Całe dziesięć lat fotograf Andrew Miksys dokumentował litewskie dyskoteki. Skupił się na tych wiejskich, najczęściej działających przy miejscowych domach kultury. W weekendy wsiadał w samochód i przemierzał zapyziałe miejscowości. 


               Nie ulega wątpliwości, jest komfort, jest „światowo”. 


                 Zabawa trwa! Wewnątrz, na korytarzu, „na polu”.


               Zawsze trafi się jakaś miejscowa „gwiazda”. Szpan nie zależy od płci, ale środki wyrazu są inne.
             Jak Andrew Miksys wspomina, nigdy nie wiedział na co trafi. Zadyma jest na prządku dziennym. Nic dziwnego, alkohol leje się strumieniami, nikt nie wylewa za kołnierz.
Fotografie zostały wydane w postaci albumu, który został sfinansowany w serwisie Kickstarter.
Cóż... Aż chce się zawołać – kultury, kurwa, kultury!


 

wtorek, 21 stycznia 2014

Nazwy ku czci – owady, chrząszcze, pająki

            Naukowcy często są ludźmi jakby nie z tego świata. Nic w tym być może dziwnego, gdyż ich sposób myślenia musi z konieczności wykracza poza schematy. Przysłowiowe jest roztargnienie matematyków, ale i biolodzy mają swoją „działkę”. Nowo odkryte organizmy „chrzczą” czasem nazwami dość dziwnymi, odlotowymi nawet, związanymi z....osobistymi fascynacjami. 
Cirolana mercuryi - Freddie Mercury
           Legendarny wokalista grupy „Queen” urodził się na Zanzibarze jako Farrokh Bulsara. Jego rodzice byli mieszkającymi tam Parsami. Kiedy w tym kraju dokonano sensacyjnego odkrycia nowego skorupiaka z rzędu równonogów, uznano, że nazwa może uhonorować najsłynniejszego Zanzibarczyka. 
Arthurdactylus conandoylei - Arthur Conan Doyle
            Ten angielski pisarz („ojciec” Sherlocka Holmesa) napisał również powieść „Zaginiony świat”, traktująca m.in. o dinozaurach. Według książki, miejsce, w którym miały żyć do czasów współczesnych, znajduje się gdzieś w dorzeczu Amazonki. W 1994 r. na cześć pisarza nazwano rodzinę pterodaktyli, ponieważ powieść Doyle’a zawierała dokładny opis tych wymarłych gadów.
 
Pachygnatha Zappa - Frank Zappa
           Frank Zappa to legenda rocka, uważany jest za jednego z najbardziej wybitnych twórców XX wieku. Nagrał ponad 60 albumów, współpracując z artystami różnych gatunków muzyki. Znakiem charakterystycznym rockmana były bujne, nietypowe wąsy. Zainspirowało to biologów z Belgii, by jego imieniem nazwać jeden z gatunków pająków. 
Agra schwarzeneggeri - Arnold Schwarzenegger
            Arnie jest z pochodzeniem Austriakiem, co nie przeszkodziło mu podbić Hollywood, a nawet zostać gubernatorem stanu Kalifornia. Jego imieniem nazwano gatunek chrząszcza (2002 r.), charakteryzujący się masywnymi odnóżami. Biologom skojarzyło się to z „mułami” Arnolda. 
Dendropsophus Stingi – Sting
            I znowu muzyk! Sting sławę i uznanie zdobył nie tylko jako rockman, ale również
poprzez liczne koncerty charytatywne dla krajów trzeciego świata. Współpracował z arabskich, indyjskich, afrykańskich i wschodnioeuropejskich artystami, realizując próby zbliżenia różnych kultur.
Hołdem dla charytatywnych poczynań Stinga („Żądło”) dla ochrony lasów tropikalnych, jest nazwanie jego imieniem rzadkiej odmiany żaby rzekotki, żyjącej w Kolumbii. Nazwa dosłownie oznacza „zielone żądło”. 
 
Campsicnemus charliechaplini - Charlie Chaplin
             Charlie Chaplin był jedną z pierwszych gwiazd Hollywood. Włóczęga w meloniku, z charakterystycznym wąsikiem, podbił świat. Legendą stał się jego „kaczkowaty” chód, który trafił do świata nauki. Naukowcom skojarzył się z przedśmiertnymi drganiami nóg jednego z gatunków muchy. Cóż, dziwne poczucie humoru... 
Aptostichus bonoi - Bono (U2)
            Album U2, wydany w 1987 r. pod nazwą „Joshua Tree”, to jeden z najlepiej sprzedających się w historii rocka. Na całym świecie poszło ponad 30 milionów egzemplarzy, album zdobył nagrodę Grammy jako najlepszy w tym roku, a magazyn „Rolling Stone” umieścić go w 30-tce najlepszych albumów wszech czasów.
          Kiedy w w Joshua Tree National Park (Park Narodowy Joshua Tree w Kalifornii), naukowcy znaleźli nowy gatunek pająka, nazwali go Joshua Tree lub pająk Bono (Bono Joshua Tree Trapdoor Araneus), w skrócie Aptostichus bonoi.
Norasaphus monroeae - Marilyn Monroe
           Kształty wymarłych trylobitów (morskie stawonogi), skojarzyły się biologom z seksowną i zmysłową Marilyn Monroe. Wiadomo, głodnemu chleb na myśli! 
Scaptia beyonceae – Beyonce
             Beyonce Knowles zdaniem niektórych „znawców” może stanąć w szranki z Marilyn Monroe, rywalizując o tytuł ikony seksu. Grupa naukowców zapatrzyła się chyba na jej ubiór, nazywając pewien gatunek bąka Scaptia beyonceae. Wcześniej nazwał się „bąk złoty osioł”, a wymowa nazwy przypominała „beyonce”.
           Tak wybitnych postaci jak poseł Krystyna Pawłowicz czy jej kolega klubowy Adam Hofman, jeszcze nie uczczono, ale wszystko przed nami! W tym drugim, nieco klinicznym przypadku, skojarzenie samo się narzuca:

           Sami ci on we "własnoustnych" opowieściach podpisuje się pod tym tworem natury!  Wprawdzie żywe toto nie jest, ale jako wzorzec służyć może!
            Biolodzy! Do dzieła! Szukajcie, a znajdziecie!


niedziela, 19 stycznia 2014

Diabelski wulkan w Indonezji

           Ijen to kompleks czynnych wulkanów we wschodniej części Jawy, w Indonezji. Składa się z wielu kraterów znajdujących się w starej kalderze o średnicy ok. 20 km. Kaldera to wielkie zagłębienie w szczytowej części wulkanu, powstałe wskutek gwałtownej eksplozji niszczącej górną część stożka wulkanicznego, albo wskutek zapadnięcia się stropu komory pomagmowej wraz ze stożkiem wulkanicznym. W wyniku dalszej działalności wulkanicznej w kalderze przeważnie tworzy się nowy stożek wulkaniczny. 
               Jednym z wulkanów jest Kawah Ijen. W jego kraterze znajduje się turkusowe, kwaśne jezioro o średnicy ok. 1 km, które dosłownie „zionie” siarką. Wewnątrz krateru zamontowano ceramiczne rury, którymi odprowadzany jest wulkaniczny, siarkowy gaz, który po schłodzeniu zmienia się w ciemnoczerwoną ciecz, a następnie tężeje tworząc jaskrawo żółte bloki niemal czystej siarki.
                W oparach żrącego dymu, robotnicy prymitywnymi narzędziami rozbijają większe fragmenty siarki na małe odłamki, które zmieszczą się do bambusowych koszy. Te tragarze wynoszą najpierw 300 metrów w górę, na krawędź krateru, a następnie 3 km w dół do najbliższej wioski.
              Tragarze w gumiakach (czasem w zwykłych klapkach) i ręcznikach zasłaniający usta oraz nos, pokonują tę trasę 2-3 razy dziennie. Ciężar, który dźwigają, zwykle przekracza ich własną wagę. Zarobek jest mizerny, a uszczerbek na zdrowiu olbrzymi. Rzadko żyją więcej niż czterdzieści lat.
             Erupcje wulkanu notowane są od 1796 r., ostatnia miała miejsce w 2002 r.




piątek, 17 stycznia 2014

Odjazdowe fotki

Kilkanaście fotek dla  polepszenia humoru, bo deszczowo i szaro.

           I co? Lepiej? Weselej? Tak trzymać! Alleluja i do przodu!