Śpiewający
aktorzy mnie są czymś nadzwyczajnym, podobnie jak poeci wykonujący
na estradzie swoje teksty. Są jednak pisarze, ze światowej górnej
półki, których nikt chyba nie podejrzewał o takie próby.
Stephen
King
Przez
dwadzieścia lat ten król powieści grozy, występował z formacją
Rock Bottom Remainders. Założona została przez znanych
amerykańskich literatów, którzy nie grzeszyli skromnością i
humorem. Ich hasło reklamowe brzmiało: „Gramy tak dobrze, jak
Metallica pisze powieści”.
King
grał na gitarze i śpiewał. Grupę rozwiązano po śmierci
założycielki kapeli, wokalistki i publicystki, Kathi Goldmark (2012
r.).
Michel
Houellebecq
Ten
skandalizujący francuski pisarz w 2000 r. wydał album „Présence
Humaine”. Łączy w sobie pop rodem z Serge’a Gainsbourga plus
melodeklamacje w stylu Allena Ginsberga.
Dan
Brown
Autor
„Kodu Leonarda da Vinci” i „Demonów i aniołów” w ogóle
zaczynał jako piosenkarz, a mniemanie o swoich umiejętnościach
miał wysokie.
Debiutancka
płyta „Dan Brown” i następna „Anioły i demony” nie
odniosły sukcesu. Były to lata 93 - 95, dzisiaj pisarz jest chyba
najbardziej zagorzałym surferem netu tropiącym te dokonania.
Metodycznie je usuwa, ale wiadomo, w necie, podobnie jak w
przyrodzie, nic nie ginie.
William
S. Burroughs
Autor kultowego
„Ćpuna”, kojarzony jest nieodłącznie z amerykańską beat
generation. Stał się nawet symbolem „pokolenia buntu”. Do jego
domu przybywali tak topowi artyści jak Patti Smith, Joe Strummer,
Kim Gordon, Michael Stipe czy sam Kurt Cobain. Burroughs chętnie
„gościł” na ich płytach, zwykle recytując teksty.
Podczas
sesji do albumu „Dead City Radio” dał „popis” wokalny,
wykonując, a w zasadzie starając się wykonać, starą, niemiecką
piosenkę rozsławioną przez Marlenę Dietrich, „Ich bin von Kopf
bis Fuß auf Liebe eingestellt”.
Ken
Follett
Ten
światowej sławy pisarz powieści sensacyjnych (ponad 100 milionów
sprzedanych książek!), prawie 20 lat temu założył formację
„Damn right I got the blues". Gra w nim też jego syn
Emanuele. W repertuarze kapela ma przede wszystkim utwory bluesowe z
lat 50. i 60.
Ken
Follett gra na gitarze (ponoć świetnie) i czasem (rzadko) śpiewa.
Jak pisarzom wychodzi śpiewanie? Ano,
różnie. Zdecydowanie lepsze efekty osiągają za biurkiem, przy
kompie. Z wyjątkiem Folletta, który jest „rasowym” gitarzystą
bluesowym.
Kto broni - śpiewać pisarzom? Przecież - śpiewać, każdy może..., ale czy umie, to już inna śpiewka! Nie można mieć do wszystkiego talentu.
OdpowiedzUsuń