Powered By Blogger

czwartek, 3 października 2013

Jedzenie czy żarcie?

              Podobno, przez żołądek droga do serca mężczyzny. Stąd też pewnie tyle kulinarnych programów w telewizorni, bo jak by nie patrzeć, a kuchni jednak dalej rządzą kobiety. Kiedyś, jak udowodnił Stańczyk, najwięcej w Polsce było lekarzy, teraz pewnie kucharzy i trenerów „kopanej”.
            Gotowanie może być sztuką, kucharz może być artystą, jak choćby Stanisław Czerniecki, na dworze Lubomirskich w Wiśniczu. 
            Zbiór jego przepisów wydany w 1682 r. pod tytułem „Compendium Ferculorum” uważany jest za pierwszą polską książkę kucharską. Znajdują się w niej nie tylko przepisy co i jak, ale również wskazówki jak pobudzać smak i wyobraźnię, zaskakiwać biesiadników wyglądem i sposobem podawania potraw.
             Książka składa się z trzech rozdziałów i zawiera 333 przepisy. W części pierwszej opisano potrawy mięsne, w rozdziale drugim umieszczono przepisy na dania z ryb, a trzecia część dzieła zawiera receptury na potrawy mleczne i pasztety. Zwieńczeniem każdego rozdziału jest tzw. sekret kuchmistrzowski.
           Dzieło nosiło dedykację dla Heleny Tekli Lubomirskiej, żony Aleksandra Michała Lubomirskiego, u którego służył Czerniecki.
Z czasów wcześniejszych zachowały się pojedyncze przepisy, jak np. na ćwikłę, który odnotował Mikołaj Rej.

              Chyba najbardziej uznaną „kucharką” była Lucyna von Bachman, primo voto Staszewska, secundo Ćwierczakiewiczowa (ur. 17 października 1829 r., zm. 26 lutego 1901 r. w Warszawie).
              Zasłynęła głównie jako autorka niezwykle popularnych książek kucharskich: „365 obiadów za pięć złotych” (Warszawa, 1858 r.), które doczekały się ponad 20 wydań oraz „Jedyne praktyczne przepisy wszelkich zapasów spiżarnianych oraz pieczenia ciast (Warszawa, 1858 r.). W następnych latach opublikowała kolejne pozycje: „Poradnik porządku i różnych nowości gospodarskich” (Warszawa, 1876 r.), „Naukę robienia kwiatów bez pomocy nauczyciela” (Warszawa i Kraków, 1879 r.) i inne.
             Kiedyś trafiłem na wzmiankę, że na jakimś polskim, magnackim stole, kucharz zaserwował rybę w 1/3 gotowaną, w 1/3 pieczoną i w 1/3 smażoną! Czapki z głów!
            Przypomina mi się stare, ale jare powiedzenie, bo ponoć: mężczyzna kocha za-żarcie, kobieta za-wzięcie.

1 komentarz:

  1. Jedzenie - dla smakoszy, a żarcie dla rozpustników. Nie lubię gotować - kiedy muszę, ale, jak już coś gotuję, bo chcę, to całym sercem.

    OdpowiedzUsuń