Człowiek ponoć trzy rzeczy musi
robić na pewno: oddychać, jeść i spać. O seksie – milczę!
Komara uciąć można na gołej ziemi i w eleganckich apartamentach,
kwestia kasy i gustu. Niektóre hotele są tak niecodzienne, że
zasługują na specjalne wzmianki. Trochę już o tym było:
Spanie w bucie, samolocie czy
wiatraku
Dzisiaj następna porcja „sennych”
propozycji. Na początek Kostaryka.
Niedaleko od miejscowości Quepos (3
km), na nadmorskim urwisku położony jest hotel Costa Verde.
Otacza go dżungla, a sam hotel (spa i
komfortowe pokoje) urządzony jest w samolocie, starym Boeingu 727.
Samolot, wyprodukowany w 1965 r., latał liniami South Africa Air i
Avianca Airlines i miał być złomowany na lotnisku w San Jose.
Odkupił go Manuel Antonio, postawił na 15-metrowym cokole i
przystosował do usług hotelowych. Pokoje, łazienki i aneks
kuchenny, wyłożone są drewnem tekowym, a na skrzydle samolotu
znajduje się taras widokowy.
Controversy Tram Hotel znajduje się w
holenderskiej miejscowości Hoogwoud. Wygląda jak mała, opuszczona
stacja kolejowa. Uruchomiło go małżeństwo Frank i Irma Appel, a
wykorzystano tramwaje, sprowadzone do tego celu z Amsterdamu i
Niemiec. Pokoje są przestronne, komfortowe, z pełnym węzłem
sanitarnym, ale każdy urządzony jest w innym stylu: włoskim,
francuskim, angielskim i amerykańskim.
Sypialnia właścicieli znajduje się
w piętrowym, angielskim autobusie, wkomponowanym w ścianę budynku,
a jadalnia to francuski van.
Wokół hotelu umieszczono mnóstwo
samochodów, samolot myśliwski, a nawet statek kosmiczny z
biblioteką wewnątrz. Jest co zwiedzać! Nic dziwnego, że
organizowane są wycieczki, nawet dla osób nie korzystających z
oferowanego noclegu.
Hotel Löwengraben w Lucernie oferuje
nocleg „za kratkami”. Jeszcze niedawno mieściło się tam ponad
100 lat więzienie, z którego ponoć nikt nie uciekł. W 1998 r.
budynek przekształcono w hotel. Do wyboru są różne kategorie
pokoju: od oryginalnej celi więziennej (zaopatrzonej jednak w
wygody), aż po bardzo przytulny „suite” urządzony w dawnym
biurze dyrektora więzienia. Ceny za celę zaczynają się już od
ok. 70 euro za noc, czyli „tanio” jak barszcz!
To słynne kapsuły japońskich
biznesmenów, którzy „utknęli” w drodze do domu.
Malutkie pomieszczenia w kształcie
prostopadłościanu, są ułożone jedne na drugich, w rzędach po
kilkadziesiąt, w jednym dużym pomieszczeniu. Wewnątrz, do
dyspozycji nocujących, jest telewizor, radio, budzik i telefon. W
pobliżu znajdują się łaźnie z wanną i jacuzzi, ale to w Japonii
publiczne łaźnie to standard. Cena za noc wynosi ok. 5 tysięcy
jenów (100 zł), czyli do przełknięcia!
W fińskiej Laponii (Kakslauttanen)
odwiedzić można tzw. Snow Village, czyli Śnieżną Wioskę. Jest
to teren o powierzchni ponad 20 tysięcy m2, gdzie co roku zwożone
są tony śniegu, a z nich rzeźbione prawdziwe lodowe cudeńka.
Zwiedzić można galerie z lodowymi dziełami sztuki, zjeść kolację
z IceBarze, spędzić wieczór w igloo disco, popijając drinki w
kieliszkach z lodu i przenocować w Snow Hotelu. Temperatura w
„lodowym” pokoju jest zgodna z oczekiwaniami, waha się między
minus 2 – 5 stopni Celsjusza. Hotel ma duże powodzenie, zwłaszcza
wśród fanów krioterapii. Po „upojnej” nocy można się
pomodlić w „śnieżnej kaplicy”. Jak by nie było – tylko dla
twardzieli!
Jednak podstawowym wyposażeniem
prawdziwego „globtrotuara” długo jeszcze pozostaną taszczone na
plechach namiot, karimata i śpiwór. Tak też świat można
zwiedzić, byle tylko zdrowie dopisało!