Nazwisko - Maciej Słomczyński (ur. 10
kwietnia 1920 w Warszawie, zm. 20 marca 1998 w Krakowie) - znane jest
przede wszystkim koneserom literatury. Był znakomity tłumaczem,
przełożył m.in. „Ulissesa” i „Podróże Guliwera”, a jako
jedyna osoba na świecie przetłumaczył wszystkie dzieła Williama
Szekspira. Pod ksywką Joe Alex pisał również powieści
kryminalne, wydawane w olbrzymich nakładach. Nie ukrywał, że robił
to tylko dla kasy. Nazwisko nosił po ojczymie.
Jego ojcem był Merian Caldwell Cooper
(ur. 24 października 1893 w Jacksonville, zm. 21 kwietnia 1973 w San
Diego), postać nietuzinkowa.
Urodził się 24 października 1893 r.
w Jacksonville (Floryda). Studiował w Akademii Marynarki Wojennej,
ale naukę porzucił i podjął pracę jako dziennikarz. Szukając
przygód w 1916 r. wstąpił do amerykańskiej Gwardii Narodowej i
uczestniczył w poszukiwaniach Pancho Villi, na pograniczu z
Meksykiem. Rok później ukończył szkołę pilotażu w Nowym Jorku
i wstąpił do Amerykańskiego Korpusu Ekspedycyjnego wysłanego na
wojnę do Europy. Jesienią 1918 r. został zestrzelony nad Niemcami,
poparzony musiał przymusowo lądować i dostał się do niewoli.
Po zawieszeniu broni na froncie
zachodnim I wojny światowej, trochę mieszkał we Francji, potem
przyjechał do Polski, w ramach misji niosącej humanitarną pomoc
zniszczonej Europie. Nie był to tak zupełnie przypadek. Miał
polskie korzenie, gdyż jego prapradziad, pułkownik John Cooper,
walczył w bitwie pod Savannah u boku Kazimierza Pułaskiego i uważał
go za przyjaciela. Pamięć o tym przekazywana z pokolenia na
pokolenie spowodowała, że Merian Cooper postanowił spłacić
Polsce dług wdzięczności. Pisał, że w rodzinie traktowano to
jako nakaz. Podczas pobytu w Paryżu zgłosił się do szefa polskiej
misji wojskowej generała Tadeusza Rozwadowskiego, któremu
zaoferował gotowość służenia Polsce, także na linii frontu. Po
przybyciu do Polski ofertę przedstawił również Józefowi
Piłsudskiemu, ale została przyjęta niechętnie, na zasadzie –
sami damy sobie radę, nie potrzebujemy najemników. W końcu
Piłsudski wyraził zgodę na zwerbowanie kilku doświadczonych
lotników amerykańskich.
Merian Caldwell Cooper w wrócił do
Paryża i w połowie września 1919 r. grupa ośmiu amerykańskich
lotników przybyła do Polski. Zostali przydzieleni do 7. Eskadry
Myśliwskiej, stacjonującej na lotnisku na Lewandówce pod Lwowem.
Eskadra przyjęła nazwę 7. Eskadry Myśliwskiej im. Tadeusza
Kościuszki.
Cooper został zastępcą dowódcy
eskadry, mjra Fauntleroya oraz dowodził jedną z jej dwóch grup,
grupą Pułaski. W kwietniu 1920 r. eskadra włączyła się do walki
na froncie polsko-bolszewickim. W lipcu 1920 r. Merian Cooper został
zestrzelony przez bolszewików i wylądował przymusowo za linią
wroga. W Polsce został uznany za zaginionego. Trafil do niewoli, a
po nieudanej próbie ucieczki, został skierowany do oddziału
oczyszczającego tory kolejowe pod Moskwą. Udało mu się uciec i po
przejściu 700 km dotarł w kwietniu 1921 r. na Łotwę, następnie
do Polski.
Po zakończeniu wojny Cooper powrócił
do USA, gdzie ponownie pracował jako dziennikarz. Dużo podróżował
po świecie, odwiedzał głównie jakieś zapomniane miejsca. Podróże
dokumentował filmami i w ten sposób rozpoczął karierę producenta
w Hollywood.
Zainspirowany życiem goryli, napisał
scenariusz i stał się współreżyserem filmu King Kong wytwórni
RKO z 1933 r., który odniósł ogromny sukces. Łączne wpływy z
jego wyświetlania wyniosły 1,8 mln dolarów (przy cenie biletu 15
centów). Co ciekawe, Cooper sam zagrał w filmie, pilotując samolot
atakujący King Konga.
Wyprodukował w sumie 62 filmy, dwa
wyreżyserował, do ośmiu napisał scenariusze. King Kong nie był
jedynym spektakularnym sukcesem Coopera. Powołał do życia m.in.
legendarny duet Fred Astaire i Ginger Rogers. W 1952 r. otrzymał
Oscara za twórczy wkład do sztuki filmowej.
Podczas II wojny światowej był
szefem sztabu generała Claire'a Chennaulta – dowódcy
Amerykańskich Sił Powietrznych w Chinach, a następnie zastępcą
szefa sztabu lotnictwa amerykańskiego na Pacyfiku, pod dowództwem
generała McArtura. W 1950 r. został awansowany do stopnia generała
brygady.
Związków z Polską nigdy nie zerwał.
Po napaści Niemiec na Polskę, w 1939 r., zorganizował koncert
charytatywny, z których dochód przeznaczony był na pomoc dla
naszego karaju. W czasie wojny opiekował się Polakami
przebywającymi na terenie USA oraz spotykał się z polskimi
władzami. Będąc w Anglii, nawiązał również kontakty z polskim
Dywizjonem 303, który kontynuował tradycje Eskadry
Kościuszkowskiej. Po wojnie utrzymywał kontakty z polskimi
lotnikami, którzy wyemigrowali do USA.
Zmarł na chorobę nowotworową 21
kwietnia 1973 r. w San Diego, w Kalifornii.
Tylko z szacunku dla Ciebie i Twoich zainteresowań - historią, przeczytałam cały tekst. Ale było warto, bo z Coopera był - nietuzinkowy facet! I, jaki patriota ( bez ironii ), a różnorodność dziedzin, w jakich osiągał sukcesy, jest godna - pozazdroszczenia!
OdpowiedzUsuń