Powered By Blogger

wtorek, 12 listopada 2013

Amerykański lotnik z Polską w sercu

            Nazwisko - Maciej Słomczyński (ur. 10 kwietnia 1920 w Warszawie, zm. 20 marca 1998 w Krakowie) - znane jest przede wszystkim koneserom literatury. Był znakomity tłumaczem, przełożył m.in. „Ulissesa” i „Podróże Guliwera”, a jako jedyna osoba na świecie przetłumaczył wszystkie dzieła Williama Szekspira. Pod ksywką Joe Alex pisał również powieści kryminalne, wydawane w olbrzymich nakładach. Nie ukrywał, że robił to tylko dla kasy. Nazwisko nosił po ojczymie. 
              Jego ojcem był Merian Caldwell Cooper (ur. 24 października 1893 w Jacksonville, zm. 21 kwietnia 1973 w San Diego), postać nietuzinkowa.
Urodził się 24 października 1893 r. w Jacksonville (Floryda). Studiował w Akademii Marynarki Wojennej, ale naukę porzucił i podjął pracę jako dziennikarz. Szukając przygód w 1916 r. wstąpił do amerykańskiej Gwardii Narodowej i uczestniczył w poszukiwaniach Pancho Villi, na pograniczu z Meksykiem. Rok później ukończył szkołę pilotażu w Nowym Jorku i wstąpił do Amerykańskiego Korpusu Ekspedycyjnego wysłanego na wojnę do Europy. Jesienią 1918 r. został zestrzelony nad Niemcami, poparzony musiał przymusowo lądować i dostał się do niewoli.
               Po zawieszeniu broni na froncie zachodnim I wojny światowej, trochę mieszkał we Francji, potem przyjechał do Polski, w ramach misji niosącej humanitarną pomoc zniszczonej Europie. Nie był to tak zupełnie przypadek. Miał polskie korzenie, gdyż jego prapradziad, pułkownik John Cooper, walczył w bitwie pod Savannah u boku Kazimierza Pułaskiego i uważał go za przyjaciela. Pamięć o tym przekazywana z pokolenia na pokolenie spowodowała, że Merian Cooper postanowił spłacić Polsce dług wdzięczności. Pisał, że w rodzinie traktowano to jako nakaz. Podczas pobytu w Paryżu zgłosił się do szefa polskiej misji wojskowej generała Tadeusza Rozwadowskiego, któremu zaoferował gotowość służenia Polsce, także na linii frontu. Po przybyciu do Polski ofertę przedstawił również Józefowi Piłsudskiemu, ale została przyjęta niechętnie, na zasadzie – sami damy sobie radę, nie potrzebujemy najemników. W końcu Piłsudski wyraził zgodę na zwerbowanie kilku doświadczonych lotników amerykańskich.
             Merian Caldwell Cooper w wrócił do Paryża i w połowie września 1919 r. grupa ośmiu amerykańskich lotników przybyła do Polski. Zostali przydzieleni do 7. Eskadry Myśliwskiej, stacjonującej na lotnisku na Lewandówce pod Lwowem. Eskadra przyjęła nazwę 7. Eskadry Myśliwskiej im. Tadeusza Kościuszki. 
                Cooper został zastępcą dowódcy eskadry, mjra Fauntleroya oraz dowodził jedną z jej dwóch grup, grupą Pułaski. W kwietniu 1920 r. eskadra włączyła się do walki na froncie polsko-bolszewickim. W lipcu 1920 r. Merian Cooper został zestrzelony przez bolszewików i wylądował przymusowo za linią wroga. W Polsce został uznany za zaginionego. Trafil do niewoli, a po nieudanej próbie ucieczki, został skierowany do oddziału oczyszczającego tory kolejowe pod Moskwą. Udało mu się uciec i po przejściu 700 km dotarł w kwietniu 1921 r. na Łotwę, następnie do Polski.
              Po zakończeniu wojny Cooper powrócił do USA, gdzie ponownie pracował jako dziennikarz. Dużo podróżował po świecie, odwiedzał głównie jakieś zapomniane miejsca. Podróże dokumentował filmami i w ten sposób rozpoczął karierę producenta w Hollywood.
              Zainspirowany życiem goryli, napisał scenariusz i stał się współreżyserem filmu King Kong wytwórni RKO z 1933 r., który odniósł ogromny sukces. Łączne wpływy z jego wyświetlania wyniosły 1,8 mln dolarów (przy cenie biletu 15 centów). Co ciekawe, Cooper sam zagrał w filmie, pilotując samolot atakujący King Konga.
             Wyprodukował w sumie 62 filmy, dwa wyreżyserował, do ośmiu napisał scenariusze. King Kong nie był jedynym spektakularnym sukcesem Coopera. Powołał do życia m.in. legendarny duet Fred Astaire i Ginger Rogers. W 1952 r. otrzymał Oscara za twórczy wkład do sztuki filmowej.
              Podczas II wojny światowej był szefem sztabu generała Claire'a Chennaulta – dowódcy Amerykańskich Sił Powietrznych w Chinach, a następnie zastępcą szefa sztabu lotnictwa amerykańskiego na Pacyfiku, pod dowództwem generała McArtura. W 1950 r. został awansowany do stopnia generała brygady.
             Związków z Polską nigdy nie zerwał. Po napaści Niemiec na Polskę, w 1939 r., zorganizował koncert charytatywny, z których dochód przeznaczony był na pomoc dla naszego karaju. W czasie wojny opiekował się Polakami przebywającymi na terenie USA oraz spotykał się z polskimi władzami. Będąc w Anglii, nawiązał również kontakty z polskim Dywizjonem 303, który kontynuował tradycje Eskadry Kościuszkowskiej. Po wojnie utrzymywał kontakty z polskimi lotnikami, którzy wyemigrowali do USA.
            Zmarł na chorobę nowotworową 21 kwietnia 1973 r. w San Diego, w Kalifornii.




1 komentarz:

  1. Tylko z szacunku dla Ciebie i Twoich zainteresowań - historią, przeczytałam cały tekst. Ale było warto, bo z Coopera był - nietuzinkowy facet! I, jaki patriota ( bez ironii ), a różnorodność dziedzin, w jakich osiągał sukcesy, jest godna - pozazdroszczenia!

    OdpowiedzUsuń