Ludzie byli przerażani, bali się
wychodzić z domów, które były demolowane, zdarzały się
przypadki podeptania przez oszalałe zwierzęta. Uszkodzona została
sieć wodociągowa, miasto okryła chmura kurzu.
Na pomoc wezwano śmigłowce, które
wypłoszyły wielbłądy poza granice miasteczka. Potem wszystkie
zastrzelono. Ponoć nie było innego sposobu na rozwiązanie
krytycznej sytuacji.
Na pomysł, by je po prostu jakoś
napoić , nikt nie wpadł.
Wielbłąd zrobił swoje - wielbłąd może odejść, ale wielbłąd jeszcze się rozmnażał, bo aborcja była zakazana, albo niedostępna! Dobrze, że to nie były króliki, bo od 1800r. byłyby ich miliony. Wielbłądy były pewnie nie mniej niż ludzie przerażone. Ale tragiczny ich życia - koniec, chyba nie musiał taki być? - wystarczył zdrowy rozsądek. Tym bardziej, że wielbłąd, jak już się napije, to mu na jakiś czas wystarczy. Chyba, że, jak to w Australii - była susza, to innej rady nie było. W Australii dominuje klimat zwrotnikowy, kontynentalny, suchy lub wybitnie (skrajnie) suchy.
OdpowiedzUsuń