Powered By Blogger

sobota, 10 sierpnia 2013

Arcydzieła poszły z dymem

             Kradzież dzieł sztuki jest najczęściej działaniem na zlecenie. Dzieła znanych malarzy czy zabytki sakralne, nie dość, że trudno sprzedać, to jeszcze w szukaniu złodzieja praktycznie współdziała policja całego świata. Taki gościu, który decyduje się na kradzież, jest pewnego rodzaju „samobójcą”. Kasa jednak może być oszałamiająca, więc chętnych próbujących „zadziałać” ciągle nie brakuje.
Z drugiej strony, koneser sztuki czy jakiś pokręcony bogaty zbieracz zleceniodawca, zamyka takie „cuś” w sejfie i gdy nikt go nie widzi wyciąga i „kontempluje” dzieło. Ponoć były i są takie przypadki.
 
              Epizod z kradzieżą miała również słynna „Mona Lisa” Leonarda da Vinci (1911 r.). Obraz został skradziony z Salonu Carré w Luwrze przez 29-letniego pracownika muzeum Vincenzo Perrugia. Sprawa się rypła, gdy złodziej usiłować sprzedać dzieło - szczyt naiwności, a może bezczelności! - do Galerii Uffizi. Tłumaczył to potem chęcią zwrócenia najbardziej znanego dzieła Leonarda ojczystemu krajowi. To spowodowało, że w oczach włoskiej opinii publicznej stał się bohaterem. Został skazany na zaledwie 7 miesięcy więzienia, a obraz wrócił do Francji w 1913 r.










            Ostatnio nagłośniona jest sprawa kradzieży czterech płócien z muzeum Kunsthal w Rotterdamie, co miało miejsce w październiku 2012 r. Sprawcami było sześciu Rumunów, a cała „akcja” zajęła im ok. 1,5 minuty. Podprowadzili „Most Waterloo" francuskiego impresjonisty Claude'a Moneta, „Głowę Arlekina" pędzla Pabla Picassa, „Czytającą dziewczynę w bieli i żółci" współtwórcy fowizmu Henri Matisse'a i „Kobietę z zamkniętymi oczami" brytyjskiego realisty Luciana Freuda, wnuka twórcy psychoanalizy, Zygmunta.
           Obrazy przemycono do Rumunii i ukryte były na cmentarzu we wsi Caracliu. Złodziei namierzyła rumuńska policja, ale matka jednego z nich zeznała, że by ratować syna zabrała malowidła ze schowka i... spaliła w piecu. Eksperci znaleźli w popiele resztki płótna, gwoździe oraz barwniki charakterystyczne dla okresu, w którym powstały skradzione dzieła. Nie wypowiadają się jednak, czy oby na pewno spalono skradzione obrazy.
           Proces złodziei już się zaczął w Bukareszcie. Wartość skradzionych obrazów (spalonych?) szacuje się na 100 – 200 mln euro.





1 komentarz:

  1. Żeby wiedziała - ile to warte, to by się, może, zastanowiła. Bo to synowi nie pomogło, a strata niepowetowana. A może - cwana, spaliła tylko jeden, po którym zostały ślady?

    OdpowiedzUsuń