Powered By Blogger

sobota, 27 kwietnia 2013

Robinsonowie z Syberii

             Zupełnie przypadkowo w 1978 r, w środku rosyjskiej tajgo, odnaleziono sześcioosobową rodzinę Łykowów. Helikopter z geologami na pokładzie szukał dobrego miejsca do lądowania i niepodziewanie dostrzeżono, że żyją tutaj ludzie.  Naukowcy, którzy mieli poszukiwać rudy żelaza, założyli bazę 16 kilometrów dalej. Zabrali prezenty dla ewentualnych mieszkańców tajgi i prowadzeni przez geologa, Galinę Pismenskaję, wyruszyli na rozpoznanie. Wkrótce napotkali ślady działalności człowieka. Ścieżki, kładkę położoną w poprzek strumienia, aż w końcu małą szopę wypełnioną suszonymi ziemniakami.
            Przy strumieniu stał zniszczony dom, z małym okienkiem. Przywitał ich bosy, przerażony i zarośnięty mężczyzna. Zaprosił do środka. Była tam jedna, bardzo brudna izba, a niej dwie kobiety, które od razu podniosły lament. Szlochały i krzyczały ze strachu.
            Geolodzy opuścili chatę i poczekali na zewnątrz. Wkrótce pojawił się mężczyzna, wiodąc z sobą dwie, jak się potem okazało, córki. Mówiły jakimś swoim, dziwnym językiem, jedynie mężczyzna znał rosyjski. 
            Po kilku wizytach geolodzy poznali historię rodziny Łykow. Ojciec, Karp Łykow, był staroobrzędowcem - członkiem fundamentalistycznej, prześladowanej sekty prawosławnej. Jego brat został zastrzelony przez komunistów. Karp z cała rodziną - żoną i dwójką dzieci -  uciekł do lasu. Ukryli się w głębokiej tajdze i zbudowali stałą siedzibę. Urodziło się jeszcze dwoje dzieci. Żadne z nich nie miało nigdy kontaktu z ludźmi poza swoją rodziną. Dzieci wiedziały, że istnieją miasta i państwa inne niż Rosja, ale było to dla nich abstrakcją. Ojciec nauczył je czytać, ale czytać mogły tylko Biblię i modlitewniki. Żyli tak przez 40 lat. Byli zupełnie odcięci od świata zewnętrznego. Do najbliższych sąsiadów mieli 150 kilometrów, nie widzieli nic o II wojnie światowej, nie mówiąc o lądowaniu człowieka na Księżycu. 

            Z czasem wszystkie wyniesione podczas ucieczki sprzęty uległy zniszczeniu. Radzili sobie jak mogli. Buty mieli z kory, ubrania z konopi. Żywili się głównie malinami, jagodami i orzechami. Często jednak głodowali. Nie mieli czym polować, zastawiali tylko pułapki. Chleba dzieci nigdy nie widziały, nie wiedziały co to jest, jak smakuje.
            Początkowo Łykow przyjął tylko jeden prezent od geologów – sól. Potem cała rodzina coraz więcej czasu spędzała w obozie geologów. Niedługo później zaczęli chorować. W krótkim okresie zmarła matka i trójka dzieci. Z powodu nieodpowiedniej diety zachorowały na niewydolność nerek. Ojciec i pozostała córka odmówi wszelkim próbom zmian w ich życiu.
            Karp Łykow w końcu też zachorował na zapalenie płuc. Naukowcy chcieli go przetransportować helikopterem do szpitala, ale starzec odmówił. Zmarł we śnie w lutym 1988 r. Ostatnia córka, Agafia, nie chciała opuścić domu, nawet po śmierci ojca. Geolodzy ją tam pozostawili.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz