Powered By Blogger

czwartek, 5 września 2013

Natura sobie nie radzi - tony śniętych ryb

             To oczywista oczywistość - człowiek naturze nie pomaga, wręcz szkodzi. Efekty takiej dziecinności, bezmyślności i głupoty są odczuwalne na całym świecie. Zakłócenia ekosystemu wołają o pomstę do nieba!
Przykładem może być katastrofa ekologiczna w porcie King Harbor (część miasta Redondo Beach w Kalifornii). Dwa lata temu na powierzchnię wypłynęły tony śniętych ryb.
               Powodem, co stwierdzili naukowcy, było krytyczne obniżenie poziomu tlenu w wodzie. Pierwsze raporty mówiły nawet o poziomie zerowym. 
              Tony ryb (głównie sardyn i makreli) zalegały powierzchnię oceanu, ale również głębsze wody.
Jednoznacznie nie ustalono powodu katastrofy. Biolodzy stwierdzili, że tlen „znikał” od 2005 r. przez nadmierny rozrost i gnicie glonów. „Kwitną”, gdy wody zanieczyszczane są nawozami i odchodami zwierząt. Prawdopodobnie obfite deszcze spowodowały wymycie nawożonych trawników, a długie, słoneczne dni dopełniły reszty. 
               Być może jedną z przyczyn tej ekologicznej katastrofy były również jakieś typowo toksyczne związki.
              Biolog prof. Robert Diaz, pracownik Virginia Institute of Marine Science, a także inni naukowcy zidentyfikowali setki miejsc na całym świecie, które nazwali „martwymi strefami”. Corocznie masowo giną tam ryby, dławiąc życie portów w zatokach i ujściach rzek.
W tym roku ryby masowo „padły” również w Rio de Janeiro. Powód był taki sam – zgniłe glony. 

              Jest to objawem globalnego ocieplenia klimatu, co powoduje, że wody oceanów też są cieplejsze. Powoduje to wzmożony biologiczny rozrost morskiej flory i bakterii i zubożenie wód w tlen. Porównać to można obrazowo do trzymania żywności poza lodówką. Pleśnieje szybciej, szybciej też gnije.
            Dziwne, że są ludzie, którzy alarmy ekologów traktują jako bredzenie nawiedzonych oszołomów.



1 komentarz:

  1. Nikt sobie nie poradzi z takim zwierzęciem, jak człowiek! - Sami sobie, gotujemy, marny los.

    OdpowiedzUsuń