Nie
dość, że w sądach sprawy się ślimaczą, to jeszcze niektóre
procesy budzą po prostu śmiech. Rodzą się pytania o powagę
wymiaru sprawiedliwości i refleksja – co oni tworzą?!
Kilkanaście
miesięcy zamojski Sąd Rejonowy zajmuje się sporem o koguta,
wartego około 25 zł. Uznano, że został skradziony i sprawczynię
skazano na 100 zł grzywny. Biegły rzeczoznawca wyliczył, że na
ustalenie wartości koguta poświęcił dziesięć godzin, z czego
cztery zajęło mu pisanie opinii. Wykasował za to 318 zł. Po
apelacji Sąd Okręgowy nakazał powtórzenie procesu i zasugerował
niższej instancji przeprowadzenie dowodu ... z oględzin kurnika.
Wymiarowi
sprawiedliwości podpadły też pszczoły. W Polsce nie ma
wyodrębnionych przepisów regulujących gospodarkę pasieczną. Sąd,
rozpatrując skargę o użądlenie przez pszczołę, sięgnął do
przepisów wydanych jeszcze byłych zaborców m. in. do patentu
cesarzowej Marii Teresy z 1775 r. i przepisów wydanych przez cesarza
Franciszka Józefa.
Sądy
zarządzały już sekcję zwłok kota (podejrzenie otrucia), pytały
aptekarzy, ile kosztują antybiotyki (aby ustalić koszt leczenia
gęsi uderzonej kijem), rozstrzygały, czy pies rottweiler nie lubi
psa pekińczyka i który z nich „zaczepia” drugiego podczas
spaceru.. Trzy składy orzekające przez wiele miesięcy wyjaśniały,
czy mężczyzna zabił z wiatrówki wiewiórkę, skoro nie znaleziono
trupa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz