W zasadzie temat jest stary jak
internet, śmichom-chichom nigdy dość, ale czasem zdarzają się naprawdę
dobre selfie, czyli hasztagi. Blisko tego „tryndu” są
autoportrety fotografów, które wyróżnia dobra kompozycja i
ukazanie osobowości autora. O jakości technicznej nawet nie warto
wspominać.
Deana Lawson, „Autoportret"
(2012 r.)
Nobuyoshi Araki, „Grand Photomaniac
Diary" (lata 1990-1999)
Jun Ahn, „Autoportret" (2008 r.)
Robert Mapplethorpe, „Autoportret"
(1975 r.)
Helmut Newton, „Autoportret z żoną
i modelkami " (1981 r.)
Danny Lyon, „Autoportret w Nowym
Jorku" (1969 r.)
Vivian Maier, „Autoportret"
(1956 r.)
Sally Mann, „Autoportret" (1973
r.)
Lee Friedlander, „Haverstraw, New
York" (1966 r.)
Słowo „selfie”, które zawładnęło
wirtualnym światem społecznościowym, zostało uznane przez „The
Oxford Dictionaries” tytułem słowa roku. Pozostaje problem – co
tak naprawdę rożni samojebki od „normalnych”, dobrych zdjęć?
Chyba kwestia sposobu podejścia do fotografowania. Selfie wali się
wszędzie, bez zastanowienia, byle szybciej. A potem od razu idą
Facebooka czy Instagram. Dominuje tutaj totalna bezmyślność,
bezguście i głupota.
" Dominuje tutaj totalna bezmyślność, bezguście i głupota. " - jak w każdej " sztuce tworzenia ", po to, żeby zaistnieć, a niekoniecznie - myśleć!
OdpowiedzUsuń