Dodentocht (marsz śmierci, śmierć w
marcu) to „przechadzka” na dystansie 100 km, organizowana
corocznie w Bornem (Belgia), od 1970 r. Trasa jest zabójcza, stad
nazwa.
Organizatorzy przyjęli hasło „Marsz
dla lepszego świata” i wielu uczestników idzie w celach
charytatywnych.
Idą wszystkie grupy wiekowe, kobiety i
mężczyźni, od 16-latków do 80-latków. Maszerujący pochodzą z
wielu krajów, w tym Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i
Niemiec.
Niektórzy z nich pokonują jedynie
część trasy, nie dają rady, ale to żadna ujma. Nie ma żadnych
nagród, otrzymuje się jedynie certyfikat ukończenia marszu, medal
i dyplom. Warunek jest jeden – trasę trzeba pokonać w 24 godziny.
Po 40 km marszu jeden ze sponsorów,
browar Duvel w Breendonk, zaprasza na darmowe piwo. 50 km dalej,
piwem częstuje drugi najważniejszy sponsor - browar Palm w
Steenhuffel. Są też, oczywiście, punkty żywieniowe.
Z roku na rok liczba uczestników
marszu wzrasta. W 1970 r. było ich 65, tego roku 11157. Dla
przyjeżdżających wcześniej, organizowany jest kemping, mogący
pomieścić 500 osób. Nad przebiegiem marszu czuwa ok. 600 osób, a
na całej trasie od 2012 r. prowadzi się monitoring, który do
namiarów wykorzystuje odznaki noszone przez uczestników. Po drodze
jest 15 oficjalnych punktów kontrolnych i kilka losowo
rozmieszczonych na trasie.
Wielu z maszerujących pokonało trasę
kilkanaście razy. Rekordzistą jest 60-letni Holender Marc de
Vulder, który szedł 33 razy z rzędu.
Marsz jest tak wyczerpujący, że
uczestnicy kończą go skrajnie wycieńczeni, z pokrwawionymi nogami.
W 2010 r. Doszło do tragedii. 300 m przed metą jeden z uczestników
zmarł na zawal serca. Był to jego piąty marsz.
Ambicją maszerujących jest pokonanie
trasy w mniej niż 20 godzin, bardzo źle jest widziane „chodzenie
zawodowe”, w czasie poniżej 10 godzin.
Bardzo sceptycznie, podchodzę do takich " imprez " i, nikogo już, nawet nie dziwi, że są ofiary. Ale, mimo tego, podziwiam w uczestnikach, wiele cech, których sama nie posiadam: upór, konsekwencję, chart ducha, siłę.
OdpowiedzUsuń